bezpłatne czasopismo polonijne ukazujące się w Niemczech | „KONTAKTY“ | In polnischer Sprache für Deutschland

Z bieganiem da się żyć

Bieganie uważałem za sport nudny, monotonny i męczący… do czasu zerwania ACL i zawieszenia “kariery” koszykarza-amatora. Po co właściwie truchtać bez piłki, pytałem. Dziś przebiegłem berliński półmaraton i podtrzymuję - jest to męczący sport. Ale na pewno nie nudny!

Kronika dla każdego

Poniżej znajdziecie opis sympatycznej drogi przez mękę z bieganiem w tle, którą w krótszym lub dłuższym czasie może pokonać zdecydowana większość Czytelniczek i Czytelników “Kontaktów”. W moim przypadku wszystko zaczęło się od spaceru z żoną, który zablokowała nam trasa berlińskiego maratonu. Obserwując uczestników przez 10 minut stwierdziłem zatwardziały w swojej głupocie: też bym tak umiał. 

Koszmarne początki

Basket 3×3 w parku Gleisdreieck, kontuzja, rehabilitacja, operacja, znów fizjoterapia, szpital, kule, winda nie działa, brak ruchu. Tak mniej więcej minął mi poprzedni rok. 

  • Czy mogę już wrócić do sportu, koszykówki? – zapytałem lekarza podczas ostatniej wizyty kontrolnej.  
  • Może jednak postawi pan na lekki jogging – odparł zdecydowanie mniej entuzjastyczny ode mnie doktor. 

Oczywiście, wiedziałem lepiej. Poszedłem na trening koszykówki z grupą kolegów w wieku 50-70 lat. Wróciłem do domu z gigantyczną banią zamiast kolana i czekałem na komentarze żony. Tym razem skończyło się na tylko na skręceniu i paru docinkach. 

Dobrze więc, kosz odpada. Poranne spacery z psem postanowiłem zamienić na poranne bieganie z psem. W przeciwieństwie do większości hasających po mieście piesków, mój stwór chodził na smyczy i nie znosił większości swoich współbratymców. Jako, że łączyła nas szorstka, męska przyjaźń, to częstokroć chcieliśmy podążać w zupełnie inne strony i o ile podczas spacerów nie był to wielki problem, to przy bieganiu prędko zakończyło się spektakularnym wypadkiem. 

W dwa tygodnie doszliśmy do niewiarygodnej wprawy – bez większych kolizji przemieszczaliśmy się truchtem od mostku do mostku. W wyobraźni mierzyłem ten dystans na około 5 km. Ubrawszy zegarek liczący wszystkie możliwe kroki, tętna i inne głupoty, okazało się, że nasza trasa wynosi nieco ponad 2 kilometry, a ja niemal umieram. Yhm. 

W stronę 10 kilometrów

Pies po dwunastu latach szczęśliwego pieskiego życia, odszedł, bynajmniej nie przez bieganie! Z braku towarzysza ścigałem się już sam ze sobą. W Decathlonie kupiłem buty za 30 euro, w szczecińskim lumpeksie spodenki za 2 złote. Nie byłem przecież pewny czy po tygodniu to nowe hobby nie pójdzie jednak w odstawkę, a po co wkładać krocie w podobną inwestycję bez pokrycia. 

Znajomą, która ćwiczy od lat, poprosiłem o pomoc w ułożeniu planu treningowego. 

Zacząłem poważnie rozciągać się przed i po każdym wysiłku. 

Nie forsowałem się przez pierwsze tygodnie, wizja powrotu na operacyjny stół była zbyt straszna. 

Pokonałem moje pierwsze 10 kilometrów, chociaż przy siódmym sam prawie zostałem pokonany. 

W październiku stanąłem na starcie wyścigu Great 10k, wśród 5600 innych biegaczy. Pojawiły się pytania. 

Gdzie zainstalować ustrojstwo z pomiarem czasu? (Na bucie, numer biegowy do koszulki, najzywczajniejszymi agrafkami)

W jakim miejscu oddać swoje rzeczy? (Wszystko jest pięknie oznaczone)

Zdążę do toalety, przy której kolejka liczy około 100 osób?  (Tak)

Napędzany adrenaliną i co by nie mówić, rywalizacją z pozostałymi uczestnikami wydarzenia, dotarłem do mety w czasie 53:05, w zgłoszeniu zaznaczając 1:20, co tylko świadczy o tym, ile miałem pojęcia o bieganiu. 

Sam bieg polecam, 10 kilometrów to ciekawy dystans, dla początkujących może być dłuższym wyzwaniem, dla zaawansowanych szybkim startem. Zdecydowanie na plus piękna trasa, przebiegająca także przez ZOO, z metą wyznaczoną pod Schloss Charlottenburg. 

21 brzmi strasznie

Na fali pozytywnych emocji zapisałem się od razu po 10 kilometrach na półmaraton berliński mający miejsce z początkiem kwietnia. W sześć miesięcy trzeba było podwoić dystans, a przede wszystkim zadbać o to, by nie nabawić się kontuzji. Do planu treningów doszło zdrowsze jedzenie, hamburgery zastąpiły warzywa, kasza pęczak zalała kuchenne szafki. Koniec z miłością mojego życia, słodyczami. 

Biegałem po Tempelhof, Gleisdreieck, nad Grunewald See, wzdłuż kanału na Kreuzbergu, w soboty zdarzyło się pójść na Hasenheide i pościgać się w darmowej imprezie Parkrun. Start w soboty spod Cafe Blume, godzina 9:00. Trasa to 5 kilometrów, każdy biegnie w swoim tempie, na końcu mierzony jest czas. Jedyne czego potrzeba, to wcześniej się zarejestrować przez Internet na stronie parkrun.com.de. Biegałem w drodze po śrubki do Bauhausu czy po wino do Lidla. W Karkonoszach, Górach Sowich, Palermo i Rugen. Zawsze tam gdzie był czas i nie zapomniałem o butach. 

Raczej sam, raczej ze słuchawkami na uszach i ciekawym podcastem. Poszło 11, 13, 15 km., pewnego dnia biegło się tak dobrze, że ustrzeliłem wyczekiwane 21, szkoda tylko, że na prysznic w domu zostało mi 10 minut i musiałem lecieć do pracy. 

Przed samym półmaratonem były nerwy, koniecznie chciałem zmieścić się w dwóch godzinach. 36 000 osób, start i meta przy bramie Brandenburskiej. W samym metrze tysiące osób z numerami startowymi. Szok. Miałem zacząć wol – niu – tko. Oczywiście przesadziłem, zwiększyłem zakładane tempo, 10 kilometrów poszło w 52:27. Ostatecznie udało się dotrzeć do celu w 1:51:15, po czym wypiłem piwo bezalkoholowe i padłem. Wieczorem jak w gorączce siedziałem na stand-upie, który nieopatrznie obiecałem żonie. Zakwasy kolejnego dnia dały się we znaki, ale satysfakcja była jeszcze większa. 

Co dalej?

Chciałem spróbować, udało się, biegam sobie dalej dla przyjemności, bo w trakcie przygotowań częste truchtanie weszło do tygodniowej rutyny. Póki co nie zapisuję się na żadne zawody, choć korci. Jeśli chcecie spróbować to najbliższe berlińskie biegi wyglądają następująco:

  • 4 maja, KoRo Women’s Race – wydarzenie tylko dla kobiet na wielu dystansach.
  • 5 maja, Olympiastadion, start na 10, 21 i 25 kilometrów. 
  • 2 czerwca, półmaraton w Poczdamie.
  • 27 lipca, adidas Runners City Night, bieg nocny na 10 i 5 km. 
  • 7 i 8 września – Tierparklauf, dystans 5 i 10 kilometrów.
  • 29 września, 50 edycja Maratonu Berlińskiego 
  • 13 października, Great 10k, 10 km. i sztafeta 2×5. 

Przez ostatnie miesiące przekonałem się, że bieganie bez piłki także ma sens – oczyszcza głowę, nadaje tygodniowi potrzebnego rytmu, daje satysfakcję. Nie potrzeba się ścigać, chyba, że ze sobą. 

PS Mimo to i tak sercem zawsze z koszykówką. 

Zdjęcie 1: https://www.morgenpost.de/blogs-und-kolumnen/article241899524/Halbmarathon-Berlin-Auf-einem-Kurs-mit-der-Elite.html

Zdjęcie 2: https://www.fotocommunity.de/photo/berliner-halbmarathon-2024-rudolphok69/48224063

Grzegorz Szklarczuk

Udostępnij post:

Interesujące artykuły

Październik 2024 w Berlinie

Szukasz informacji o tym, co robić, gdzie pójść i kiedy w Berlinie? No cóż, Berlin to niesamowite miasto z szeroką gamą aktywności i wydarzeń, które zadowolą każdego smaka i preferencje. Daj nam znać, jeśli masz jakieś bardziej szczegółowe pytania!

Czytaj więcej
Najnowsze wydanie - Październik 2024