Tutaj każdy pokarm, taniec i śpiew ma swoje znaczenie i opiera się on na pradawnej tradycji.
Urok wielkanocnych tańców
Uroczyste spotkania wielkanocne organizowała zawsze hrabina Opolska, mieszkająca w Zakopanem. Zapraszała ona zatem na swoje pielesze, młodych mieszkańców pobliskich wsi, by tańczyli oni skoczne oberki i kujawiaki. Nie brakowało nigdy u Opolskiej chłopców wykręcających hołubce i tańczących panien w szumiących wykrochmalonych halkach. Po takowych hucznych zabawach, wszyscy ich uczestnicy zasiadali do stołu, a na nim oprócz jaj wielkanocnych, znajdowało się pieczone prosię w sosie chrzanowym, pasztetowe wątrobiane no i oczywiście słodkie sękacze, makowce zwijane i rodzynkowe baby.
By pobudzić ziemię
W okolicach Lublina, zaraz po śniadaniu wielkanocnym wszyscy biesiadnicy wychodzili na podwórka, aby tam „strzelać z zaprzęgowego bata”, co miało pobudzić ziemię do rodzenia dobrych plonów. Następnie skrapiano ziemię uprawną wodą święconą, a najstarszy uczestnik tego obyczaju odmawiał modlitwę wychwalającą Boga i proszącą Go o pobłogosławienie tegorocznych zbiorów.
Śpiew dla Jezusa
Na Kurpiach, najważniejszym obyczajem było zanoszenie śpiewu dla osoby Jezusa Chrystusa. Wszyscy uczestnicy tego obyczaju ubrani byli w czerwone kurtki lub bluzy w tym kolorze, co symbolizowało, że Jezus jest królem. Następnie wszyscy musieli zerwać suche gałęzie z pobliskiego sadu i spalić je w ogniu. Do niego wrzucano też wszystko to co było w domu stare i nieprzydatne. Tym sposobem wchodzono w nowe wiosenne życie, które jak wierzono, na pewno będzie dobre.
Czerwone kwiaty na stołach
Na Mazowszu w okresie Wielkanocy, na stołach ustawiano bukiety czerwonych kwiatów, aby były one symbolem przelanej za ludzi krwi Jezusa. Często też nie wyrzucano tych kwiatów nawet jak były już nieświeże, a zasuszano je i przechowywano wysoko na szafach. Można je było dopiero spalić w piecu w przyszłym roku. Ten obyczaj nosił nazwę „kwiatowego”.
Na świętokrzyskich Brodach
Na tym terenie obowiązywał jeszcze jeden wielkanocny zwyczaj, polegający na zakopaniu pod progiem domu, starych portek mężczyzny, który miał w domu żonę. Czyniono tak aby jego druga połowa, nigdy nie chodziła za „innymi we wsi spodniami”.
Ewa Michałowska- Walkiewicz