Królowa Nüba (女魃), opisana w „Księdze Gór i Mórz” – jednym z najstarszych chińskich zbiorów mitów – była duchem suszy.
Gdy wielki Żółty Cesarz, Huangdi, stawił czoło najeźdźcom, jego wojska były bliskie przegranej.

Wróg był liczny, dobrze zaopatrzony i zdeterminowany. Wojna ta nie była zwykłym konfliktem o ziemię – miała wymiar symboliczny. Huangdi, uznawany za ojca cywilizacji chińskiej, reprezentował porządek, postęp i duchowe centrum ludzkości.
Jego przeciwnik – mityczny wojownik Chiyou – był uosobieniem chaosu, mgły i pierwotnych sił natury. Starcie tych dwóch światów wymagało interwencji sił wyższych. Wówczas, z niebios, zesłana została ona – Nüba.
Nie niosła ze sobą broni, nie stała na czele armii. Sprowadzając potężną suszę, sprawiła, że ziemia pod stopami przeciwnika spękała, a studnie obróciły się w pył. Zboża uschły, konie padały z wycieńczenia, a żołnierze – pozbawieni wody – tracili siły i wolę walki.
W taki sposób, bez jednego ciosu, Huangdi odniósł zwycięstwo. Lecz tryumf miał swoją cenę. Nüba, jako istota nie z tego świata, naruszyła boski porządek. Niebo – zamiast nagrody – ukarało ją wygnaniem. Zamiast powrotu wśród nieśmiertelnych, pozostała na ziemi.
W samotności, pomiędzy niebem a ludźmi, stała się tym, czym była jej moc – duchem suszy, niepożądaną pamiątką po wielkim czynie. Pozostała na ziemi – nie jako zło wcielone, lecz jako personifikacja siły, która nie niszczy ze złości, lecz z konieczności.
Z czasem jej postać stała się symbolem destrukcyjnej ambiwalencji natury – surowej, nieprzejednanej, niesterowalnej.
Duch suszy przemierzał ziemie, a tam gdzie się pojawiał, wszystko milkło. Żyzność przemieniała się w jałowość, potencjał w zapomnienie. Nüba była nie tyle przekleństwem, co ostrzeżeniem: że nawet to, co dobre, może zostać zatrzymane przez niewidzialną rękę.
I właśnie ta legenda, niby odległa, brzmi dziwnie znajomo, gdy spojrzymy na historię pewnego polskiego inżyniera.
Jacek Karpiński, który – niczym Huangdi – stanął naprzeciw potęgi silniejszej niż technologia: biurokracji, polityki i systemu.
Karpiński był wizjonerem. Jego komputer K-202 – stworzony na początku lat 70. – był maszyną wyprzedzającą epokę nie tylko w Polsce, ale na skalę światową.
Potrafił wykonywać milion operacji na sekundę, miał adresowanie pamięci do 8 MB, działał asynchronicznie – co oznaczało, że nie był ograniczony centralnym zegarem, jak większość ówczesnych maszyn.

Dzięki temu był szybszy, bardziej elastyczny, a także mniej podatny na błędy logiczne.
Zbudowany w oparciu o nowoczesne, trudnodostępne w PRL układy TTL, K-202 był też pierwszym europejskim mikrokomputerem, który mógł konkurować z najnowszymi produktami IBM czy Digital Equipment Corporation (DEC).
Co więcej – wygrywał z nimi w testach porównawczych.
W czasach, gdy komputery wyglądały jak stalowe kolosy, Karpiński zaprojektował maszynę niewielką, modułową, łatwą w obsłudze i przystosowaną do rzeczywistego użytku w przemyśle, nauce, a nawet wojsku.
Projekt zakładał integrację z systemem peryferiów, elastyczną rozbudowę oraz zdalne sterowanie, co w erze przed-internetowej stanowiło absolutną rewolucję.
K-202 mógł być tym, czym dla USA stał się później Apple I – przełomem, który dałby Polsce miejsce na mapie komputerowego świata.
Ale był… zbyt dobry. Zbyt zaawansowany, zbyt niezależny, zbyt zachodni.
Tu właśnie wkracza nasza współczesna Nüba – nie w postaci ducha, lecz urzędniczego oddechu, chłodnego spojrzenia Zjednoczenia MERA , i cienia, który padał z kierunku Moskwy.
MERA to był państwowy konglomerat przemysłu elektronicznego w PRL, działający od lat 60. do 80. XX wieku. Jego pełna nazwa brzmiała Zjednoczenie Przemysłu Automatyki i Aparatury Pomiarowej MERA.
MERA skupiała fabryki i zakłady produkujące komputery, osprzęt elektroniczny, aparaturę pomiarową i elementy automatyki przemysłowej.
Miała być głównym wykonawcą strategii informatyzacji PRL zgodnej z linią RWPG (Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej).
Była odpowiedzialna za wdrażanie radzieckiego projektu Riad, który miał unifikować komputery we wszystkich krajach socjalistycznych.
Tak jak Nüba wysuszała żyzne doliny, tak PRL-owskie decyzje wysuszyły każdą próbę wdrożenia K-202 na masową skalę.
Produkcja została zablokowana, eksport ograniczony, a sam Karpiński zepchnięty na margines.
Z czasem, zniechęcony i zmęczony, wycofał się z nauki – hodował świnie, zbierał miód. Został hodowcą. Genialny umysł zamknięty w pasiece.
Ciekawostką jest, że K-202 w części był finansowany przez firmę MB Metals z Wielkiej Brytanii, a mimo to – zamiast dumy z eksportowego sukcesu – projekt potraktowano jak zagrożenie ideologiczne.
Gdyby Karpiński tworzył w Dolinie Krzemowej, jego nazwisko byłoby dziś w podręcznikach. W Polsce – przez dekady niemal zapomniane.

I znów – jak z Nübą.
Ona też nie była zła. Była potrzebna, by ludzie zrozumieli wartość wody, znaczenie życia.
Tak i historia Karpińskiego uczy nas, że prawdziwy postęp nie zależy jedynie od innowacji, ale od warunków, które pozwalają mu wzrosnąć.
Felieton ten nie jest nekrologiem. Jest przypomnieniem. Bo polska myśl techniczna wciąż żyje – w startupach, w otwartych kodach, w konstruktorach, którzy nie boją się marzyć.
Gdzieś tam, pośród pyłu archiwów i starych projektów, nadal tli się ogień.
A kiedy duch Nüby odejdzie – czy to w Chinach, czy w Polsce – wtedy ziemia znów zazieleni się pomysłami, których nikt już nie zatrzyma.
Bo niebo w końcu się otwiera. Nawet dla tych, którzy raz zostali na ziemi.
Doradztwo Ubezpieczeniowe i Konsulting Kredytowy Bartosz Drajling
Berlin-Wilmersdorf T: 01511 8666 445 • F: 030 92109905 M: consulting@dcberlin.biz