Poczekaj na show flamenco, to dopiero będzie – ostrzegają z błyskiem w oku. Po rozmowie z kilkoma członkiniami mam wrażenie, że Klub Seniora może być najprężniej działającą organizacją polonijną w Berlinie – dlaczego więc nie widać jej na polonijnych eventach? Cóż, polscy seniorzy nie rozmyślają nad tym zanadto – zamiast narzekać, organizują się sami. I stale zapraszają do siebie nowych członków. Dolna granica wieku? Dowolna.
Anna Burek: Dziewczyny, mam wrażenie, że macie więcej energii niż ja, będę się do Was zwracać po imieniu – opowiedzcie proszę, jak zaczęła się Wasza przygoda w Berlinie?
Jola Sierańska: Moja historia z Berlinem zaczyna się w 1985 roku. Po zakończeniu pracy zawodowej szukałam nowych możliwości działania. Nie należę do osób, które satysfakcjonuje siedzenie w domu i rozmyślanie czy gdybanie – zdecydowanie jestem człowiekiem czynu. Szukałam osób podanych do siebie. Jak wymyśliłam, tak zrobiłam i wraz z Krystyną Koziewicz i Heleną Oechsner starałyśmy się zebrać grupę osób zainteresowanych stworzeniem wraz z nami Klubu Seniora. Nasza pierwsza siedziba znajdowała się przy Potsdamer Str. w budynku Domu Polskiego Polonicum, gdzie po raz pierwszy spotkaliśmy się 18 kwietnia 2005 roku dzięki uprzejmości Helenki. Następnie przez jakiś czas stacjonowaliśmy w pomieszczeniach Polskiej Rady Społecznej przy Oranienstr., jednak nie było to najbardziej komfortowe rozwiązanie – stale marzyliśmy o swoim miejscu, przestrzeni, w której czulibyśmy się naprawdę swobodnie. Od 15 lat mamy szczęście mieć swoje pomieszczenie, które bezkosztowo udostępniane jest nam przez AWO-Begegnungszentrum przy Adalbertstr. 23A – to tutaj można nas spotkać w ramach licznych imprez okolicznościowych, cotygodniowych herbatek i cyklicznych eventów naszego Klubu Seniora. O niezwykłym szczęściu można też mówić w kontekście zaangażowania członkiń i członków naszego Klubu – jesteśmy jedynym Klubem Seniora na terenie całych Niemiec. Nie dość, że długowiecznym, to i prężnie działającym! Wystarczy sobie wrzucić naszą nazwę w Internet: Klub Seniora w Berlinie, żeby zobaczyć, ile nas wszędzie dookoła!
Lucyna Steiner: Ja jestem w Berlinie od 1989 roku i uważam, że jednym z moich największych szczęść jest to, że spotkałam Jolę i Helenkę na Potsdamer Str. – zarówno wtedy ogromną radość sprawiało mi wspomaganie założycielek w działaniach koordynacyjnych, jak i później prowadzenie Klubu przez jakiś czas, no i teraz – bycie członkinią tej organizacji. To niesamowite, ile siły odkrywam w sobie dzięki Klubowi Seniora.
Zofia Szulc: Mieszkam w Berlinie od 1987 roku, mój początek nie był łatwy, dwa lata starałam się o niemieckie pochodzenie, a w międzyczasie szukałam jakiejś fajnej polskiej grupy, z którą mogłabym się zintegrować i otrzymać rzetelne informacje na temat życia w Berlinie. To też wcale nie było łatwiejsze. W końcu w 2008 roku trafiłam do Klubu Seniora i to był nareszcie strzał w dziesiątkę.
Aleksandra Sloma: Żyję w Berlinie od ponad 35 lat – nie wspominam swoich początków w mieście jako szczególnie trudnych, ale rzeczywiście niełatwo było mi się przestawić z polskiej rzeczywistości. Na pewno inaczej wyobrażałam sobie początek życia w nowym miejscu, mocno tęskniłam za kontaktami z ludźmi. Krok po kroku zaczęłam się uczyć języka niemieckiego, podejmować kolejne prace, z czasem krąg znajomych zaczął się powiększać, ale naprawdę u siebie czuję się właśnie w Klubie Seniora. Dołączyłam krótko przed pandemią, ale ten czas wystarczył mi, żeby podjąć decyzję o pełnym zaangażowaniu w jego działanie – od dwóch lat sukcesywnie przejmuję obowiązki dotychczasowej kierowniczki Klubu – Joli Sierańskiej.
Monika Jesswein: Ja przyjechałam do Berlina w 2003 roku, wydawałoby się, że to niedawno, a minęło już 20 lat. Pierwsze lata pobytu w Niemczech były dość obciążające i właściwie upływały na pobytach w szpitalach i opiece nad mężem, który chorował. Obowiązki opiekuńcze, brak znajomości języka – to wszystko sprawiało, że czułam potrzebę jakiegoś wsparcia. Pewnego razu w polskim kościele wpadła mi w ręce broszurka informacyjna z ofertą Klubu Seniora. Przyszłam na pierwsze spotkanie i zostałam do teraz – to poczucie bycia między ludźmi, między swoimi, jest nie do przecenienia.
Barbara Zawadzińska-Gończ: Przyjechałam z córką i jej mężem do Berlina w 2000 roku. Początki były trudne – zaczynaliśmy swoją przygodę z Berlinie w Heimie, nie znałam języka, brakowało mi rodziny, z którą na czas zorganizowania dokumentów musiałam się rozłączyć. Z czasem jednak wszystko zaczęło się układać. Pewnego dnia u polskiego lekarza ustąpiłam miejsca pani, która wydawała mi się starsza ode mnie. Od słowa do słowa okazało się, że obie jesteśmy Polkami, w podobnym momencie życiowym, z tożsamymi potrzebami przebywania w gronie osób, z którymi można dzielić zarówno troski, jak i radości. Od pięciu lat należę więc nieustannie do Klubu Seniora, a spotkana w przychodni Polka jest moją koleżanką do teraz, prawda Lucyna?
Lucyna Steiner: To było po mojej operacji kolana! Och, jakie szczęście wszystkie miałyśmy, że tak się nam udało spotkać!
Anna Burek: Co macie na myśli, mówiąc, że miałyście szczęście się spotkać? Co daje Wam członkostwo w Klubie Seniora?
Wszystkie: Przyjaźnie!
Monika Jesswein: No tak, przecież spotkania organizowane w ramach Klubu to jedno, ale my się również widujemy poza Klubem: kawki, herbatki, obiadki – te znajomości i spotkania przyjacielskie wpisały się na dobre w mój codzienny kalendarz. Celebrujemy razem wszystkie wydarzenia okolicznościowe, świętujemy Boże Narodzenie, spotykamy się w niedziele na ciachu. Nie mówiąc już o tym, jak ogromne wsparcie otrzymałam po śmierci mojego męża. Przyznaję, że trochę wtedy opadłam z sił, nie miałam głowy do spotkań towarzyskich, ale Klub nie pozwolił mi popaść w marazm – co chwilę ktoś dzwonił, dopytywał o moje samopoczucie, oferował pomoc – wartość posiadania takich ludzi wokół siebie jest nie do przecenienia.
Jola Sierańska: Dla mnie istotnie jest to, że mam się gdzie spełniać. Zakończenie obowiązku pracy zawodowej to niesamowita ulga, ale też specyficzny czas w życiu, gdzie następuje pewne przymusowe przeorganizowanie codzienności. Bardzo łatwo jest opaść na kanapę i siedzieć, czekając niewiadomo na co. Oczywiście jedni ludzie są bardziej aktywni, drudzy mniej, niemniej jednak siedzenie w domu i rozmyślanie nad swoim losem nie jest chyba dla nikogo przyjemne. Celem Klubu Seniora jest zatem zarówno aktywizacja osób starszych, ale także zapewnianie sobie nawzajem wsparcia. Poczynając od rozmów na temat chorób (no a jakże!), przez dzielenie się informacjami, poprzez towarzyszenie w trudniejszych chwilach. W tym wieku jest ich przecież niemało.
Zofia Szulc: No tak, ale kiedy ja dołączałam do Klubu, to nie w głowie były mi jeszcze choroby. Myślę, że sam fakt bycia wśród osób podobnych do mnie, zarówno koleżanek jak i kolegów, dawał mi takie poczucie, że nie jestem odosobniona w swoich doświadczeniach. Utwierdzało mnie w przekonaniu, że moje przejście w okres seniorski nie jest końcem świata, ale może być początkiem czegoś fajnego. Nie myliłam się – te przyjaźnie nawiązane w tym okresie są jednymi z najtrwalszych w moim obecnym życiu.
Anna Burek: No właśnie, zastanawiałam się na tym ostatnio z bliską mi osobą, w jakim wieku człowiek staje się seniorem? Czy jest jakaś dolna granica wieku czy może coś innego decyduje o przynależności do tej grupy?
Jola Sierańska: Och! Nikomu metryki nie każemy wyciągać, nawet w którymś z pierwszych ogłoszeń pisałam po prostu: jesteś na emeryturze, dołącz do nas!
Zofia Szulc: To chyba nie zależy od wieku, ale od tego, co mówiła Jola – od ilości wolnego czasu. Może nawet czasem od chęci spędzenia popołudnia inaczej niż na dotychczasowych obowiązkach. Wiadomo, że na różnych etapach życia pełnimy różne role – jesteśmy żonami, synowymi, matkami, siostrami, pracownicami, babciami, opiekunkami, ale kiedy mamy tak naprawdę czas na cieszenie się sobą?
Barbara Zawadzińska-Gończ: Tak, zdecydowanie. My kobiety mamy to we krwi, że jesteśmy organizatorkami życia innych – urodziny, imieniny, wyprawki do szkoły, pranie, zakupy, planowanie urlopu – to wszystko jest na naszej głowie. Kiedy kończy się czas tych licznych obowiązków zostajemy nierzadko same ze sobą i z pytaniem: co dalej? Paradoksalnie dla mnie ten czas, kiedy mogę nazywać się seniorką, jest bardziej nastawiony na moje potrzeby niż jakikolwiek do tej pory. Myślę, że to taka potrzeba każdej kobiety, by w końcu zrobić coś dla siebie, skupić się na organizowaniu czasu sobie, a nie innym.
Aleksandra Sloma: Ale żeby nie było, mamy w naszym klubowym gronie również mężczyzn, a także zdarzają się małżeństwa, które razem decydują się na uczestnictwo w naszych spotkaniach. To jest miłe mieć kontakt z ludźmi w różnych sytuacjach życiowych, będącymi może na innym etapie relacji, związku czy pracy zawodowej. To bardzo urozmaica czas spędzony razem i pozwala na lepsze dysponowanie zadaniami – każdy w Klubie ma smykałkę do czegoś innego, kiedy spotykamy się, to od razu wiemy, kto jest odpowiedzialny za muzykę, kto za przekąski, a kto za porządek organizacyjny. Różnorodność charakterów i zainteresowań sprawia, że świetnie się uzupełniamy. Mężczyźni też czują się u nas dobrze, mają okazję się wykazać, wspomóc w tym, z czym my czasem sobie gorzej radzimy.
Lucyna Steiner: Zdarzały się również przypadki, gdy mężczyźni zjawiali się na spotkaniach, sprawdzali sobie, kto w nich uczestniczy i w swoim czasie podejmowali decyzję, czy takie towarzystwo im odpowiada. Wydaje mi się, że przychodzili w konkretnym celu zapoznania miłej pani. My wszystkie jesteśmy miłe, ale teraz mamy czas głównie dla siebie i ogromny apetyt na życie! Lubimy wyjść potańczyć, zjeść coś pysznego razem, nauczyć się czegoś nowego, być wśród ludzi, a nie zamykać się w czterech ścianach i wracać do domowych obowiązków, które były na naszych barkach przez całe życie. Nasz czas na przyjemności się dopiero zaczyna!
Anna Burek: Na jakie przyjemności można liczyć w ramach Klubu Seniora?
Aleksandra Sloma: Na wszelkie przyjemności! My jesteśmy do tańca i do różańca! A okazji do tańców, może w przeciwieństwie do różańca, nie przepuszczamy żadnych! Przed pandemią chodziliśmy razem na potańcówki, jeździliśmy na zorganizowane wycieczki – widzieliśmy się całą grupą nawet kilka razy w miesiącu. W miejscu, gdzie chętnie spotykaliśmy się tanecznych wieczorkach, Niemcy czekali, aż pojawi się polski Klub Seniora – dla nich to było niespotykane, że można się tak dobrze bawić we własnym towarzystwie! Żadna z nas nie czekała na zaproszenie na parkiet! To oni czekali, aż rozruszamy imprezę!
Jola Sierańska: No tak, pandemia trochę nam dalsze pokrzyżowała plany. Obecnie spotykamy się raz w miesiącu na tańce, śpiewanie, pogaduchy, dodatkowo co wtorek – na herbacie, przy szydełku. Jak ktoś nie umie szydełkować czy nie ma zdolności manualnych, pije herbatę i nastawia radio. Zawsze jest coś do roboty. Nikt u nas nie szuka wymówek, ale raczej powodów do częstszych spotkań.
Barbara Zawadzińska-Gończ: O tak! Czasami to nawet trzeba dobrze przeliczyć krzesła, bo nie wiemy, czy dla każdego wystarczy! Rok temu organizowałam u siebie w domu spotkanie mikołajkowe, na które przyszło 30 osób, a w Klubie jest nas 28, więc widać, że ludzie szukają możliwości kontaktu z innymi.
Jola Sierańska: Zależy nam na tym, żeby Klub Seniora stale rósł w siłę – nam sił na razie nie brakuje, ale mimo wielkiej chęci na dalszy rozwój, musimy brać pod uwagę, że jesteśmy coraz starsi. Dlatego zachęcamy wszystkich, którzy szukają towarzystwa, wsparcia, przyjaźni, rozrywki do siebie! Jesteśmy otwarci na wszelkie nowe osoby i proszę nam wierzyć, nie prowadzimy żadnego procesu rekrutacji. Wszystkich serdecznie zapraszamy – spotykamy się prawie w każdy wtorek od 11:00-13:00 w AWO na Kreuzbergu!
Anna Burek: Z tego, co mówicie wynika, że Klub Seniora może być najlepiej działającą organizacją polonijną w Berlinie. Oferujecie sobie wsparcie na poziomie prawie systemowym, organizujecie eventy jak porządna agencja rozrywki, a do tego aktywizujecie osoby starsze i działacie przeciwko wykluczeniu – czego jeszcze młodzi mogliby się od Was nauczyć?
Zofia Szulc: Przede wszystkim chyba tolerancji! My nie spotykamy się jedynie we własnym gronie, ale też przecież mamy kontakt z innymi grupami działającymi w AWO: Hiszpanii, Bułgarzy, Serbowie – przecież nas wszystkich więcej łączy niż dzieli!
Jola Sierańska: I zaangażowania w życie społeczne, przecież nie można mieć wszystkiego w nosie, trzeba coś od siebie dawać! Trzeba się organizować, działać, nie ma co czekać na to, aż ktoś coś dla nas albo za nas zrobi. Musimy brać życie w swoje ręce!
Barbara Zawadzińska-Gończ: No i empatii – młodzi chyba nie zdają sobie często sprawy, że i oni kiedyś będą seniorami. Ja rozumiem, że w wieku trzydziestu lat się o tym nie myśli, ale dobrze sobie to już teraz uświadomić. To jest etap w życiu, który czeka każdego z nas.
Aleksandra Sloma: Mogliby się też otworzyć na to, że seniorzy mają swoje życie i w tym wieku też można z niego w pełni czerpać. Przechodząc na emeryturę, nie stajemy się automatycznie opiekunką czy opiekunem dla wnuków, wiele z nas ma inne marzenia i w końcu czas, by je spełniać, więc trudno od nas oczekiwać, że zamkniemy się na starość w domach.
Lucyna Steiner: I zapału do życia też mogą się od nas uczyć! Praca to nie wszystko! Trzeba się cieszyć każdym dniem! I dbać o siebie – żeby na starość brakowało miejsca w kalendarzu, a nie sił i zdrowia!