bezpłatne czasopismo polonijne ukazujące się w Niemczech | „KONTAKTY“ | In polnischer Sprache für Deutschland

Tel. 030 / 324 16 32
Fax: 030 / 357 91 850
webmaster@kontakty.org

1995 – 2024

Felieton (listopad)

Jakoś tak mamy, że niezależnie od wszystkiego - głowa do góry. Tak się jakoś przyjęło, że nieważne, jak źle - zawsze damy radę. Mówiły nam matki i dziadkowie, że co nas nie zabije - to wzmocni.

Wbijały do głowy nauczycielki historii, że przykre doświadczenia uczą hartu ducha, a nauczyciele wychowania fizycznego – że wyżej, szybciej, mocniej, wystarczy chcieć. Nie słuchano naszego: nie mam siły, ignorowano nasze: nie dam rady, na wszelkie werbalne deklaracje słabości mówiono: nie przesadzaj. I oto jesteśmy: mądrzy, doświadczeni, silni, odważni, konsekwentni – na wagę złota pracownicy, partnerki, bracia, żony, córki, wnukowie. Z silnymi kręgosłupami moralnymi i zahartowanym duchem. I sercami drżącymi za każdym razem, gdy wydaje się nam, że już więcej nie udźwigniemy. No bo jak to? My nie damy rady?

Znałam taką jedną. Dużo zawdzięczała mamie, która za każdym razem wymagała nieco więcej niż poprzednio. Włącz pranie, potem i rozwieś, następnie i strzepnij przez rozwieszeniem, ostatecznie – ściągnij w odpowiednim momencie i złóż, ale tak, żeby nie trzeba było prasować. Wiele nauczy ją mnie tata, który na większość osiągnięć, również tych milowych reagował pytaniem o to, co dalej. Nie tak wcale rzadko z pominięciem aktu grzecznościowego gratulacji. I na naprawdę uważała, że to doskonale! To im zawdzięczała stałą potrzebę rozwoju, chęć próbowania nowego, mierzenia swoich sił nieproporcjonalnie wysoko do zamiarów.

Przyjaciele nigdy nie słyszeli od niej narzekania – o problemach informowała w funkcji humorystycznego przerywnika w anegdotycznej historii o tym, jak świetnie poradziła sobie z kolejną głupotką życia codziennego. Bracia, jako młodsi nie musieli wiedzieć o tym, że za nimi tęskni, że ten Berlin z garstką nowych znajomych przehandlowanych w zamian za najbliższych, wcale nie jest taki kolorowy, jak podczas nielicznych, zawsze zbyt rzadkich wizyt rodzeństwa w mieście. Znajomi ze studiów na spotkaniach klasowych zazdrościli jej ciekawego życia, odwagi spełniania marzeń, apetytu na więcej i braku jakichkolwiek zahamowań w drodze po to, co się jej od życia dostać marzyło. Mówili: ty to masz szczęście, nie zastanawiając się nawet, jak nijak różne definicje szczęścia mogą się do siebie mieć.

Szła kilkadziesiąt lat dumna przez życie, co tydzień wieszając równiutko pranie, ze stale zapełnionym kalendarzem po równo – obowiązkami i przyjemnościami, zawsze mając pełną lodówkę, a w przypadku nieplanowanego sukcesu – w zanadrzu plan na życie i na kilka zapasowych też. Trochę z boku, nie włączająca się w dyskusje pełne gdybania, marnowania czasu i energii na zastanawianie się, czy należy, można, warto. Działająca raczej szybciej niż wolniej, nie zawsze nadarzającą z myśleniem przed robieniem. Potykająca się nierzadko i czasem całkiem boleśnie, ale co najważniejsze – nie żaląc się na nic nikomu, bo przecież ona, z tą pogodą ducha, marzeniami spełnionymi, celami odhaczonymi – na co miałaby narzekać!

A potem nagle było na co. Dużo ją kosztowało, by po raz pierwszy przyznać w rozmowie z rodzicami, że już nie ma siły. Usłyszała, że przecież jak zawsze da radę, że może to niedobór snu, może za mało słońca, może dieta zła. Ze strachem przed utratą maski tej, co zawsze daje radę, ostrożnie sugerowała przyjaciołom, że ostatnio u niej nie najlepiej – nie cieszą przyjemności, nie łechcą dobrze spełnione obowiązki. Nie kontynuowali tematu – dzwonili po wesołe rozmowy, a nie słuchać biadolenia. W ciemne listopadowe wieczory miała na co narzekać – silny kręgosłup i zahartowany duch uciskały za mocno kołaczące się z przerażenia serce. Po raz pierwszy w życiu potrzebowała pomocy, ale nikt jej nie uwierzył.

Nie wiem co u niej. Ostatni raz widziałam ją rok temu, od stycznia nie mamy ze sobą kontaktu. Zastąpiła ją w moim życiu uważność na to, co mówię tym, którzy skarżą się na brak chęci do życia. Szybciej wyłapuję osoby, które odwołują nagle spotkania, podając kiepskie wymówki, nie pojawiają się w stałych miejscach o wyznaczonych porach urodzin, rodzinnych spotkań, klasowych ognisk. Szybciej reaguję na przychodzące w środku nocy wiadomości od tych, którzy do tej pory kładli się spać po wieczorynce, oddzwaniam natychmiast, gdy ktoś próbuje się ze mną połączyć o nieludzko wczesnej porze. Nie mówię: dasz radę, daj spokój. Podnoszę telefon do ucha i pytam, co słychać, będąc gotowa usłyszeć to, co najgorsze. Bo dopóki dzwonią, to nie jest za późno, żeby od serca powiedzieć, że nie są sami.

Anna Burek

Udostępnij post:

Interesujące artykuły

Jesteśmy biało-czerwoni?

Od 2004 roku, 2 maja oficjalnie obchodzony jest w Polsce jako Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej, ale czy na pewno wiemy jaka jest kolorystyka naszej narodowej flagi i jakie jest znaczenie tych barw?

Czytaj więcej
Najnowsze wydanie - maj 2024