Tomasz Kycia: Na co dzień można Cię spotkać w berlińskiej dzielnicy Moabit, gdzie dominikanie mają swój klasztor. Mieszka w nim i pracuje obecnie dwóch polskich zakonników, w tym Ty, przeor konwentu świętego Pawła w Berlinie. Wcześniej pełniłeś funkcję przeora w Szwajcarii, ale najpierw, co ciekawe, ukończyłeś farmację na Akademii Medycznej w Poznaniu!
Marcin Magdziarz OP: Tak, to prawda, skończyłem studia, uzyskałem tytuł magistra farmacji. Pracowałem przez niecałe 2 lata w aptece, a potem wstąpiłem do zakonu. To było dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Wcześniej obracałem się w kręgu nauk ścisłych, przyrodniczych, a po wstąpieniu do zakonu zaczęła się filozofia i teologia. To był dla mnie nowy świat. Trochę się zżymałem, że muszę de facto robić drugie studia, bo nic mi tutaj nie chcą zaliczyć z tego, co robiłem wcześniej, ale dziś bardzo się cieszę, że ukończyłem te studia i że mogę innych w ten świat wprowadzać.
Czy znajomość farmacji pomaga w pracy duszpasterza?
Same studia i sama wiedza niekoniecznie. Raczej doświadczenie życia i samodzielnej pracy po studiach. Dzięki temu mam inne doświadczenie i inną perspektywę niż ktoś, kto wstąpił do zakonu od razu po maturze. Myślę, że łatwiej jest mi znaleźć kontakt z ludźmi w duszpasterstwie, bo kiedy mówią o problemach albo trudnościach, to jestem w stanie sobie wyobrazić, co mogą przeżywać, przynajmniej na takim podstawowym poziomie jest nić porozumienia
A czy jesteś w stanie nawiązać taką nić porozumienia z ateistami berlińczykami? Bo musimy to szczerze powiedzieć: w tym mieście znajdujemy ludzi wierzących, ale też wielu, którzy nie określają się religijnie.
Berlińcycy są bardzo otwarci, bardzo bezpośredni, nie mają oporów, żeby wprost zadać jakieś pytanie. Może właśnie w taki sposób powinienem i ja ich zagadywać, na ich modłę, bo to jest dla nich naturalne.
Czy Kościół potrafi jeszcze rozmawiać ze światem? Wiem, że to bardzo ogólne pytanie, ale jednak dotyka Ciebie jako zawodowego członka Kościoła.
Trudne pytanie. Zawsze jest szansa na to, żeby się otworzyć, żeby zrozumieć. Dużo zależy od dobrej woli i i otwartości. Jeżeli będę zamknięty na innych i nie będę chciał się otworzyć z różnych względów, to komunikacja na pewno nie wyjdzie. Jednak jeżeli ktoś jest otwarty, to może nie zakończy się to spektakularnym sukcesem, ale jest to budowanie pewnych mostów. O tym też mówił nasz nowy papież Leon. Tego też brakuje, bo dzisiaj żyjemy w zatomizowanym świecie, każdy na swoją modłę.
Na nasze spotkanie w Haus des Rundfunks przyszedłeś w białym habicie. Kilka osób obejrzało się za nami, mając wypisane na twarzy: o co chodzi? Czy mamy jeszcze karnawał? Często spotykasz się z takimi reakcjami w Berlinie? Czy wy, dominikanie chodzicie w habitach po niemieckich ulicach?
Tak, chodzimy w habitach, a reakcje są bardzo różne. W przeważającej części pozytywne, bo ludzie są ciekawi, kim jestem, komentują mój ubiór. Kiedy w drodze do studia wysiadałem z S-bahnu, ktoś mijając mnie, rzucił: Cooler style! Innym razem, przechodzień zagadał do mnie: „schoenes Outfit” z niekłamaną lekką zazdrością, że potrafię wyróżnić się z tłumu, co w Berlinie jest trudne, bo spotyka się tu różne osoby. Jedną reakcję miałem dosyć nieprzyjemną, negatywną, ale generalnie to jest ciekawość. Ludzie pytają, czy mój habit to przebranie czy jestem rzeczywisty?
Takie pytanie, co prawda, nie ja otrzymałem, tylko jeden ze współbraci, ale to daje nam możliwość, żeby coś więcej powiedzieć. Raz ktoś mnie zapytał, czy jestem mnichem. Kiedy powiedziałem, że tak, to bardzo się ucieszył. Nie wiem dlaczego, bo zaraz potem sobie poszedł, więc nawet nie miałem możliwości, żeby wejść w głąb.
Dla niektórych bycie mnichem może oznaczać, że jesteś na przykład mnichem z dalekiej Azji. Mówiąc dyplomatycznie, jesteś człowiekiem bez włosów na głowie, więc to pasuje do stereotypu azjatyckiego mnicha
Już miałem takie pytanie. Ktoś mnie zapytał: gdzie jest najbliższy meczet w okolicy? Nie potrafiłem odpowiedzieć, a on z kolei się zdziwił, że tego nie wiem, patrząc na mój na mój ubiór.
To może powiedzmy krótko, kim jest dominikanin, dla tych, którzy jeszcze tego być może nigdy nie słyszeli.
Dominikanin to jest zakonnik, osoba, która złożyła śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Mamy w zakonie braci, którzy przyjęli święcenia kapłańskie, czyli są kapłanami, albo są też braćmi bez święceń. Oczywiście każdy ma swoje zadania do wypełnienia. Tym, co może nas różni od takich zakonów bardziej kontemplacyjnych jak benedyktyni czy cystersi to to, że jesteśmy nastawieni na duszpasterstwo.
To znaczy na spotkanie z ludźmi, ze światem?
Tak. Mieszkamy w klasztorach, pracujemy, modlimy się, ale dużą część czasu spędzamy na tym, że wychodzimy na zewnątrz albo też zapraszamy osoby do nas i w ten sposób staramy się służyć innym.
W nazwie macie Ordo Praedicatorum, czyli jesteście zakonem kaznodziejskim, to oznacza, że ciągle gdzie coś komuś mówicie
Mówimy na różne sposoby. Dzisiaj jest wiele możliwości, ale to zaczęło się już w czasach świętego Dominika. Od XIII wieku na różne sposoby jesteśmy powołani do głoszenia. Czasami przez kazania, czasami przez sztukę, czasami przez liturgię. To olbrzymie pole do popisu i myślę, że każdy z braci może tu wykorzystać własne talenty. To bardzo otwierające i autentyczne, bo daję to, co jest rzeczywiście moje. Dzielę się tym, co jest dla mnie ważne.
A kim jest przeor? Bo tak na początku Cię też przedstawiłem, że jesteś szefem berlińskich dominikanów. Pewnie byś się na taki tytuł nie zgodził …
Kiedy ktoś mnie przedstawił, że jestem szefem, to w parafii było takie skojarzenie, że jestem szefem kuchni. Nie, nie jestem szefem kuchni. Przeor jest oczywiście przełożonym wspólnoty braci, którzy mieszkają w klasztorze. O takiej wspólnocie klasztornej formalnie możemy mówić, jeżeli jest co najmniej 6 braci po ślubach wieczys tych. Wtedy taka wspólnota ma swoje obowiązki, swoje prawa i jednym z tych praw, które ma wspólnota, jest to, że mogą wybrać przełożonego, który potem jest zatwierdzony przez prowincjała.
Ale zostałeś jako Polak wybrany na przełożonego niemieckiej wspólnoty. Jak to jest możliwe?
Jest to możliwe, ponieważ zostałem asygnowany wcześniej do klasztoru, który należy do niemieckiej prowincji, uzyskałem prawa wyborcze i bracia uznali, że mogę zostać ich przeorem, więc mnie wybrali.
Czyli dominikanie mogą sobie wybrać kogo chcą z całego świata jako przeora?
Teoretycznie tak, jeżeli go znają, jeżeli do nich pasuje. Taki wybór jest na 3 lata, potem jest możliwość reelekcji na kolejne 3 lata i zasadniczo trzecia kadencja raczej nie wchodzi w rachubę, chyba że zachodzą wyjątkowe okoliczności. Myślę, że to jest dobre i dla wspólnoty, i dla samego przeora, bo po maksymalnej kadencji zwalnia się miejsce dla kogoś, kto przychodzi z nowymi pomysłami, z nową energią, nową siłą. Z inną być może wizją bardziej pasującą do tego, co się w międzyczasie zmieniło. A ten, który kończy kadencję dostaje możliwość odpoczynku.
I ten przeor potem wraca do szeregu, normalnej wspólnoty, czyli to jest właściwie demokracja, którą praktykujecie w klasztorach?
Tak. Przeor nie jest monarchą absolutnym, także w podejmowaniu niektórych decyzji. Decyzje, które muszę podejmować, które potem są wiążące dla wspólnoty, w tym i dla mnie, są bardzo często konsultowane z braćmi. Pytam o zdanie, pytam czasami o radę. Niektóre decyzje muszę oczywiście podejmować sam, ale niektóre decyzje podejmuje się wspólnie, więc rzeczywiście można mówić o systemie demokratycznym, gdzie słuchamy się wzajemnie.
A jak niemieckim dominikanom wychodzi słuchanie Polaka jako swojego szefa?
Tutaj kwestie narodowościowe nie mają chyba znaczenia. Przynajmniej nikt nie dał mi tego odczuć, że coś jest nie tak, dlatego, że nie pochodzę z Niemiec. Ale oczywiście, jeżeli przeor jest nie z tej prowincji albo z innego kraju, to to jest wymagające, wymaga bardzo dużego taktu. Trzeba się zastanowić, czy właściwie rozumie się rzeczywistość, w której się jest. Każdy przychodzi z własną tradycją, mentalnością i to jest czasami trudne.
A widzisz różnicę między sposobem funkcjonowania na przykład niemieckich i polskich dominikanów? Masz też przecież doświadczenie ze Szwajcarii, gdzie również byłeś przeorem.
Kiedyś rozmawialiśmy o tym z braćmi, że czymś niesamowitym jest to, że mimo różnych prowincji i różnych narodowości, jesteśmy do siebie podobni w sposobie funkcjonowania, w oglądzie świata. Jako dominikanie mamy coś wspólnego i to chyba można wytłumaczyć naszym charyzmatem. Ale oczywiście są też różnice narodowościowe, inne perspektywy. W Berlinie mamy tylko dwie nacje, Polaków i Niemców. W Szwajcarii w klasztorze, w którym byłem, braci było znacznie więcej, z 10 różnych nacji. Było to niesamowicie interesujące zobaczyć, jak zakon wygląda przez pryzmat różnych krajów, co bracia robią, jakie mają spojrzenia, tradycje. Ale z drugiej strony trzeba było bardzo uważać, żeby kogoś nie dotknąć, nie znając jego kontekstu kulturowego.
Dlaczego zostałeś dominikaninem?
Bo Pan Bóg tego chciał, to tak w skrócie. To była historia dla mnie też zaskakująca, bo jako młody człowiek bardziej funkcjonowałem w strukturach parafialnych. Mimo że w moim mieście był klasztor dominikański, z dominikanami miałem bardzo mało wspólnego. Miałem jednak dobrego znajomego, który był zafascynowany dominikanami, liturgią, muzyką, kazaniami. Kilka razy zaciągnął mnie na mszę do dominikanów. Sam chciał wstąpić do zakonu. Skończyło się jednak tak, że on wziął ślub, a ja wstąpiłem do zakonu i i zostałem,

Czy to jest trudne podjąć na całe życie decyzje o ślubach czystości, ubóstwa, posłuszeństwa?
To, co było dla mnie trudne, to wyrzeczenie się wszystkiego, co już zdobyłem albo co zostało mi dane. Rezygnacja ze świata, w którym żyłem, miałem pracę, mieszkanie, który był moim światem i w którym nie było mi przecież jakoś super źle. Ta rezygnacja i skok w zupełnie w nieznane były bardzo wymagające. To jest perspektywa braci, którzy już pracowali, już coś w życiu osiągnęli i nagle przychodzi duża zmiana. Myślę, że po maturze być może troszkę inaczej to działa, może jest bardziej płynne.
Jak się już coś ma, to trudniej jest to zostawić?
Tak, chyba w pierwszym momencie to ubóstwo, fakt, że muszę zrezygnować z tego, co jest moje, było dla mnie najtrudniejszą rzeczą.
A czy jest tak, że człowiek przechodzi przez różne trudniejsze momenty, będąc w celibacie?
Tak, to jest normalne. Ta rezygnacja oznacza przecież nie tylko to, że nie ma się żony, ale też że nie będzie się miało dzieci, czyli nie będzie się miało kogoś, komu można będzie przekazać swoje własne doświadczenie. Oczywiście jest się w jakiś sposób ojcem duchowym dla wspólnoty, w której się jest czy dla ludzi, którzy przychodzą z różnymi problemami. Ale na takim naturalnym poziomie tego nie będzie.
Czy to jest tak, że z tym brakiem trzeba nauczyć się żyć? Czy trzeba to jakoś kompensować?
Ja bym powiedział, że bardziej trzeba nauczyć się z tym żyć, bo chyba nie da się do końca tego tak skompensować. Myślę Pan Bóg daje zawsze łaskę i że jeżeli z nim się jest, to wiele rzeczy jest mniej dotkliwe, ale ten brak zostaje.
Jak Kościół w Niemczech i Kościół w Polsce radzi sobie z problematyką przemocy seksualnej. Czy widzisz tutaj jakieś postępy?
W Niemczech Kościół jest na drodze do oczyszczenia. Kolejne diecezje publikują raporty, które są opracowywane przez niezależne kancelarie, przez niezależne komisje. W Polsce myślę, to jest wszystko jeszcze otwarte i do zrobienia.
Jeżeli chodzi o dominikanów w Niemczech, jestem w Berlinie od dwóch lat i nie słyszałem o przypadkach, które by wypłynęły, które by wymagały oczywistego wyjaśnienia. Być może takie są. Nie zależy to ode mnie. Są bracie za to odpowiedzialni w prowincji niemieckiej.
Chciałem jeszcze zwrócić uwagę na to, jak jesteś ubrany, bo mówiliśmy o tym, że jesteś ubrany na biało, że nosisz habit, ale może chcesz coś więcej powiedzieć, z czego składa się ten strój dominikański?
Habit składa się z 3 części: z białej tuniki, ze szkaplerza też białego (to pas materiału przewieszony na plecach i z przodu) i z kaptura również białego. Jestem też przepasany pasem z różańcem. Do tego mamy czarny płaszcz i czarny kaptur, który nakładamy przeważnie w okresie jesienno-zimowym. Tradycyjnie jest to czas od 2 listopada, wspomnienie wszystkich zmarłych. To okres pokutny, dlatego czarny kolor z nim koresponduje. Nosimy go do okresu Wielkiej Nocy.
Dlaczego biały i czarny?
Chodziło o to, że były to materiały, które nie były barwione w średniowieczu i w związku z tym były tanie. Były robione z wełny. Ale też biały habit symbolizował w średniowieczu szczerą, nieobłudną miłość, braterską miłość bliźniego, i na to jest nakładany czarny płaszcz jako tarcza wiary.
Gdzie oprócz parafii i klasztoru berlińskiego można spotkać ojca Marcina Magdziarza?
Zderzyć się można ze mną przede wszystkim w metrze. Od czasu do czasu w muzeum. Uwielbiam też księgarnie i dobre książki. Na sport niestety nie mam na razie za bardzo czasu.
Ojciec Marcin Magdziarz marzy o …
O czasie, który bym miał dla siebie. Jesteśmy bardzo zanurzeni w duszpasterstwie i czasami tym, czego nam brakuje, jest czasu na wzięcie zwyczajnego oddechu. Mam nadzieję, że być może uda mi się taki oddech złapać
Tego Ci serdecznie życzymy!
Rozmawiał Tomasz Kycia
