Sara Bodych, 10 lat
Moje najciekawsze wydarzenie sportowe w 2025 roku to mecz koszykówki, który odbył się 8.11.2025 w Uber Arena. Tego dnia grała drużyna Alba Berlin i Syntainics MBC. Kibicowałam naszej lokalnej drużynie – Albie Berlin, ale nie tylko ja. Mój dziadek, mama, znajomi i sąsiedzi też byli ze mną. Bardzo nam się nam podobało, ponieważ atmosfera była miła. Samo wydarzenie sportowe było ciekawe i widowiskowe, a czas szybko minął. Też śpiewy i radosne okrzyki kibiców nam się podobały. Również miejsce zrobiło na mnie wrażenie. Nigdy wcześniej nie byłam w Uber Arena i myślałam, że odbywają się tam tylko koncerty. To był mój pierwszy mecz koszykówki. Mam nadzieję, że to nie ostatni, który zobaczę.
Mia Sachajska, 9 lat
W tym roku pierwszy raz brałam udział w biegach ulicznych „mini-MARATHON” w Berlinie i chciałabym podzielić się z Wami moimi wrażeniami. Wydarzenie to zorganizowano dla uczniów szkół z Berlina i Brandenburgii z roczników 2006-2016. Choć do pokonania była „tylko” 1/10 pełnego maratonu, dokładnie 4,2195 km, czułam się, jakby to był prawdziwy maraton. Poczucie bycia częścią tak wielkiej imprezy sportowej było niesamowite. Do punktu startowego na Potsdamer Platz przyjechałam razem z innymi uczniami mojej szkoły „Grundschule Alt-Karow”. Każdy uczestnik otrzymał numer startowy i koszulkę maratonu. Pełni emocji wystartowaliśmy punktualnie o godzinie 12:00. Na początku biegłam szybko, ale w połowie trasy zaczęło mi brakować sił. Na szczęście zmęczenie trwało tylko chwilę, bo wzdłuż całej trasy stali ludzie, którzy oklaskami i głośnymi okrzykami motywowali mnie do dalszego biegu. Niesamowite było też to, że w zawodach brały udział również osoby niepełnosprawne. Po 12 minutach i 42 sekundach dobiegłam do mety, która znajdowała się kawałek za Bramą Brandenburską, w tym samym miejscu, gdzie kończy się normalny maraton. Ten moment na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Każdy uczestnik maratonu otrzymał medal i dyplom oraz mógł poczęstować się pysznymi pączkami, owocami i woda. Za metą przywitali mnie moja rodzina i znajomi i mogliśmy wspólnie świętować mój sukces.
Francis Roche, 8 lat
Od prawie dwóch lat ćwiczę judo w lokalnej drużynie i mam już zółto-pomarańczowy pas. Treningi judo sprawiają mi wielką przyjemność, a jeszcze większą frajdę sprawia mi udział w turniejach. W tym roku byłem już na kilku, ale chciałbym opowiedzieć o tym ze stycznia 2025. Ten dzień pamiętam bardzo dobrze. Dotarłem z mamą na zawody judo i razem z innymi uczestnikami po ustaleniu kategorii wagowych czekałem na moje walki. Czułem się dobrze przygotowany bo wcześniej intensywnie trenowałem. W mojej grupie było 4 zawodników i miałem odbyć 3 walki. Pierwszą wygrałem i drugą również, choć nie było łatwo. Moi przeciwnicy również byli świetni i wszyscy mieliśmy wyrównany poziom. Trzecią walkę za to, mimo że dawałem z siebie wszystko, przegrałem. W turnieju dostałem srebrny medal i byłem trochę zawiedziony. Po rozdaniu medali był jeszcze jeden punkt programu. Organizatorzy chcieli przyznać 2 puchary: dla zawodniczki i zawodnika o najlepszej technice walki. Gdy przez głośniki usłyszałem swoje nazwisko, nie mogłem w to uwierzyć. Mama musiała mi powiedzieć: „Franiu to ty, wyjdź na środek”. Byłem przeszczęśliwy! Dostałem pierwszy w życiu puchar! Moja technika została nagrodzona. Sport jest pełen emocji!
Alexander Moczyński, 7 lat
Moje najpiękniejsze wydarzenie sportowe to moje siódme urodziny. Było lato i bardzo ciepło. Zaprosiłem dużo kolegów. Mój wujek jest trenerem dzieci w piłce nożnej i specjalnie dla mnie, na moje urodziny, zarezerwował tylko dla nas całkiem nowe i duże boisko. Najpierw wujek zrobił z nami rozgrzewkę, biegaliśmy i mieliśmy różne zadania z piłką. Potem podzieliliśmy się na dwie drużyny i graliśmy prawdziwy mecz. Wujek był sędzią i robił to naprawdę dobrze. Nie można było faulować. Super się grało. Moja drużyna wygrała i krzyczeliśmy z radości. Na końcu strzelaliśmy z 11 metrów do bramki. Mój wujek stał na bramce i to nie było łatwo strzelić gola. W końcu wybraliśmy króla strzelców. Moja mama zrobiła dla każdego złoty puchar i do środka dała słodycze i różne zabawki. Koledzy byli bardzo zadowoleni, ja też. To były najpiękniejsze sportowe urodziny. Za rok też chcę grać w piłkę na moje urodziny.
Adam Nastarowicz, 15 lat
W moim życiu sport odgrywa ważną rolę. Od wielu lat trenuję piłkę nożną. Uczęszczałem również na treningi jujitsu. Obecnie gram w piłkę nożną w drużynie Club-Italia, a najpiękniejszym momentem sportowym w roku 2025 był mecz wyjazdowy z drużyną FC Schöneberg. Na tamten moment drużyna miała wszystkie mecze wygrane, a my nie wygraliśmy żadnego. Byłem więc przekonany, że będzie to bardzo ciężki mecz i przeciwnicy strzelą nam dużo bramek. Mój trener wystawił mnie w wyjściowej jedenastce na środku obrony. Od pierwszego gwizdka przeciwnicy ,,cisnęli” nas niemiłosiernie. Stwarzali sobie sytuacje bramkowe jedną za drugą, a nam przychodziło to z trudem. Wszyscy musieliśmy bronić na naszej połowie. W pierwszej odsłonie, która zakończyła się bezbramkowo, miałem kilka udanych interwencji. W przerwie czułem jednak obawę, że w drugiej połowie rywale rozpoczną ostre strzelanie, a piłka kilkukrotnie zatrzepocze w naszej bramce. Po przerwie drużyna przeciwna była jeszcze groźniejsza, stwarzali sobie dużo akcji, a stałe fragmenty gry mnożyły się. Gdy wreszcie stworzyliśmy sobie groźniejszą akcję, mój kolega niefortunnie stracił piłkę i ,,poszła kontra”, którą zatrzymałem wślizgiem. Niestety nie był on wykonany zgodnie z przepisami, za co dostałem żółtą kartkę. Po otrzymaniu kary od sędziego, trener przywołał zmianę, bym mógł chwilę odpocząć i ochłonąć na ławce rezerwowych. W meczu po moim zejściu niewiele się zmieniło. Przeciwnicy z wielką pasją atakowali naszą bramkę, a my dzielnie stawialiśmy opór. I kiedy wydawało się, że mecz może zostać nierozstrzygnięty, moja drużyna wypracowała wzorowy kontratak, zakończony celnym strzałem. Szalona radość opanowała nas oraz naszych kibiców. Po strzelonej bramce wróciłem na linię obrony, żeby wzmocnić naszą defensywę. Wynik 1:0 nie uległ zmianie, a my tym samym osiągnęliśmy pierwsze zwycięstwo. Ten mecz nauczył mnie, że z każdą drużyną można wygrać, nieważne z kim grasz, bo ,,piłka jest okrągła a bramki są dwie” – jak mawiał Trener Legenda, Kazimierz Górski.
Franciszek Grywalski, 8 lat
Cześć mam na imię Franek. Mam osiem lat i chodzę do szkoły w Staaken. W ostatnim tygodniu miałem szansę, żeby spotkać pierwszy raz w moim całym życiu amerykańską drużynę futbolową Indianapolis. A było to tak… W szkole na przerwie bawiliśmy się tylko na boisku do piłki nożnej albo na trawie i między drzewami. Normalnie jak w dżungli. Pewnego dnia dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć w szkole plac zabaw z prawdziwego zdarzenia, który „zbuduje” dla nas właśnie drużyna Indianapolis! Kiedy Indianapolis przyjechała do Berlina odbyła się wielka impreza w naszej szkole i otwarcie placu zabaw. W podziękowaniu zrobiliśmy plakaty we wszystkich językach świata i przygotowaliśmy taniec pap pap americano. Było dużo ludzi i bardzo głośno! Po otwarciu każdy z nas mógł wypróbować nową GIGA zjeżdżalnię i klettergerüst. Całej imprezie towarzyszył Blue, maskotka Indianapolis, który tym razem był bardzo grzeczny i nikt nie dostał tortem w twarz. Kto chciał, otrzymał worek sportowy z logo drużyny i szalik. Poznałem trenerów Indianapolis i dostałem autograf na ręce, który niestety się szybko zmazał, ale na szczęście zdążyłem zrobić zdjęcie. Próbowaliśmy swoich sił w rzucaniu piłką futbolową, a także rozegraliśmy mecz. Jedliśmy amerykańskie hot dogi i słodki popcorn. Było super! Chciałbym kiedyś pojechać do Ameryki.
Jakob Bach, 15 lat
W tym roku na zajęciach WF-u graliśmy w siatkówkę. Na początku jak absolutni nowicjusze. Ostrożnie. Po pewnym czasie zaczęliśmy grać 3 na 3. Szczególnie moja drużyna cieszyła się każdą minutą treningu. Każdą sekundą. Pod koniec roku, szybciej niż chcieliśmy, rozpoczął się nasz ostatni mecz. Graliśmy spokojnie. Jednak po każdym nowo zdobytym punkcie gra stawała się coraz trudniejsza, a ambicje rosły do nieskończoności. Za każdy punkt, który zdobyliśmy, nasi przeciwnicy również otrzymywali punkt. 7-8, 11-10, 13-13. Nie zwracaliśmy już uwagi na czas, liczył się tylko kolejny punkt. Tym bardziej szokująca była wiadomość, że nadchodzi ostatni serw. Przeciwnik miał piłkę w rękach. Serwis był “krótki”, piłka potoczyła się po siatce. W tym momencie wszystkie moje nadzieje zniknęły. Ale wtedy jak znikąd pojawił się mój kolega i lekko podbił piłkę. Musiałem zdecydować, czy zagrać nad siatką, dając przeciwnikom świetną okazję do zdobycia punktu, czy też zagrać ją do kolegi z drużyny, co było znacznie trudniejsze. Zdecydowałem się zaryzykować, ponieważ to dałoby nam punkt. Piłka poleciała prosto do atakującego, a on idealnie ją uderzył. Wygraliśmy! Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. To pokazało mi, że taka chwila jest o wiele piękniejsza niż punkt lub zwycięstwo.
Miłosz Wojciechowski 10 lat
Na stadionie wielkie krzyki,
Biegają szybkie piłkarzyki.
Lewy strzela – bramka w siatce,
A bramkarz krzyczy: “No nie w kratce!”
Napastnicy gubią buty,
Obrońca zadaje dziwne skróty.
Kibice machają, trąbki grają,
Piłkarze górą! Wciąż wygrywają.
Bo choć czasem bramkę spalą,
To z uśmiechem mecze grają!
David Zhylyayev, 8 lat
Latem pojechałem do mojej babci, która mieszka w Szlezwiku-Holsztynie. W naszej miejscowości odbywał się tydzień sportu, więc oczywiście musiałem tam być — bo kto jak nie ja miał biegać, skakać i śmiać się z kolegami? W tym roku wygrałem medal, bo przybiegłem pierwszy — a przynajmniej tak wtedy myślałem. Trzeba było przebiec dwa okrążenia z przeszkodami. A te przeszkody? Normalnie jak w filmie! Tunel, przez który trzeba było się przeczołgać, basen z wodą, w którym można było zrobić sobie niezłą kąpiel, las pełen kałuż, drewniane belki do przeskakiwania i ogromne bele siana, przez które trzeba było się wspinać jak mała małpka. Ale najzabawniejsze było to, że ten cały „okrąg” był tak pokręcony, że sam nie wiedziałem, ile właściwie przebiegłem! Trochę przez las, trochę przez pola — jak w wielkiej sportowej dżungli. Wszyscy krzyczeli, dopingowali, chlupali w wodzie, a ja po prostu biegłem tam, gdzie widziałem następne dziecko. Przybiegłem pierwszy i dostałem medal. Byłem dumny jak paw! Moja rodzina też się cieszyła. Dopiero potem okazało się, że… przebiegłem tylko jedno okrążenie! Ale wcale się nie martwiłem. Medal i tak został ze mną — na pamiątkę. Powiedzieli tylko: „Dawid, w przyszłym roku bądź trochę bardziej uważny!”. W przyszłych zawodach na pewno będę bardziej skoncentrowany, bo wiem, że medal powinien być zdobyty uczciwie i z pełnym wysiłkiem. A ja chcę pokazać wszystkim, że potrafię to zrobić — i tym razem nie zgubię się na trasie! Uprawiajcie wszyscy sport, bo to naprawdę świetna zabawa!
PS Z okazji Dnia Dziecka “Kontakty” zorganizują kolejny konkurs literacki. Tym razem wyróżnieniem będzie nie tylko publikacja tekstu, ale także nagroda rzeczowa. Do usłyszenia!
Grzegorz Szklarczuk

