bezpłatne czasopismo polonijne ukazujące się w Niemczech | „KONTAKTY“ | In polnischer Sprache für Deutschland

WARTO WIEDZIEĆ – Ikigai, czyli o sensie życia, który nie potrzebuje przyzwolenia

Mówi się, że każdy człowiek wyrusza w podróż – niekoniecznie po świecie, ale na pewno w głąb siebie. Nie zawsze wie, dokąd zmierza.

Czasem skręca na oślep, czasem idzie ścieżką wydeptaną przez innych. Czasem stoi w miejscu, patrząc na drogowskazy, które nic mu nie mówią. A czasem odnajduje swój ikigai – powód, dla którego chce wstać rano z łóżka, ruszyć dalej i nie zatrzymywać się, nawet jeśli droga jest trudna.

Ikigai (生き甲斐) to japońska koncepcja sensu życia. Nie oznacza celu, który należy osiągnąć. To raczej coś, co sprawia, że codzienność zyskuje głębię. 

Jak zapach świeżo zaparzonej kawy o poranku – pozornie drobna rzecz, ale jej brak odbiera kolory całemu dniu.

Dla mnie ikigai nie było objawieniem, raczej powolnym odkrywaniem. Cegiełka po cegiełce budowałem zrozumienie siebie – czasem nieporadnie, czasem wbrew oczekiwaniom innych. 

Nigdy nie szedłem za tłumem. Gdy wszyscy płynęli z nurtem, ja wolałem sprawdzić, co znajduje się pod prąd. Wygodniej mi było stworzyć coś własnego niż korzystać z gotowych rozwiązań. 

Alternatywa skrojona na miarę – be spoke philosophy, jak ją nazywam – to nie snobizm, lecz troska o wewnętrzną spójność.

Nie było mi po drodze z konformizmem. Nigdy nie goniłem za ilością znajomości czy aplauzem tłumu. Wybierałem samotność, bo w niej można usłyszeć siebie. A jeśli kogoś do siebie dopuszczałem, to tylko dlatego, że wiedziałem, iż potrafi dzielić się ciszą równie dobrze jak słowem. 

Nie oczekuję niczego w zamian. Nie muszę. Prawdziwa obecność nie potrzebuje kontraktów ani deklaracji.

Czasem ktoś mówi, że to „Kaizen” – ta idea, by codziennie być lepszym sobą. Może tak. Ale ja nazywam to po prostu swoją drogą. Czasem wyboistą, czasem z górki. 

Zdarzało się, że skręciłem w złą stronę. Popełniłem błędy – ale były moje. Nikt ich nie wybierał za mnie. I to, że mogę się na nich uczyć, daje mi wolność, a wolność to największy przywilej podróży.

Ikigai nie ma jednej formy. Dla jednych to rodzina, dla innych tworzenie, jeszcze dla innych cisza o poranku. Dla mnie to bycie świadomym każdego kroku – i tego, co zostawiam za sobą, i tego, co przede mną. 

To umiejętność nieoceniania, a jedynie przyglądania się światu z uważnością – choć nie jest to łatwe, bo ocena towarzyszy nam od dziecka, jak cień.

Ale jeśli ikigai jest światłem, to cień przestaje być problemem. Staje się dowodem, że idziemy. Że żyjemy. Że nadal szukamy. A może – już znaleźliśmy.

Aspazja – moja inspiracja i fascynacja kobietami.

Podobną drogą – choć znacznie trudniejszą – szła Aspazja z Miletu, tego samego miasta w Jonii, znanego jako kolebka greckiej filozofii, z którego pochodził Tales, jeden z ojców zachodniej filozofii. 

Tales był matematykiem, astronomem, myślicielem – pierwszym, który odważył się patrzeć na świat przez pryzmat logiki, a nie mitów. 

Wiele pokoleń po nim, również z Miletu, pochodziła kobieta, która miała odwagę przemawiać w świecie, który milczał wobec kobiet. Gdyby urodziła się mężczyzną, pewnie jej imię figurowałoby dziś obok takich postaci jak Platon czy Arystoteles.

Aspazja była wykształcona, elokwentna i bezkompromisowa. Przybyła do Aten jako metojka – cudzoziemka bez pełni praw obywatelskich – i z miejsca stała się postacią kontrowersyjną. 

Jej związek z Peryklesem, liderem ateńskiej demokracji i jednym z najważniejszych polityków epoki, nie był zwyczajny. Żyli razem bez formalnego małżeństwa, co budziło zgorszenie. Ale to, co wzbudzało jeszcze większy niepokój, to jej umysł.

Perykles – ten sam, który uczynił Ateny sercem świata starożytnego. Strateg, mąż stanu, orator i patron sztuki. 

W jego cieniu Aspazja mogła rozwijać swój intelektualny salon, gromadząc wokół siebie największe umysły epoki. Wśród nich był również Sokrates, który według przekazów nie tylko znał Aspazję, ale i się od niej uczył

Bezpośrednio? Prawdopodobnie tak. Ale starożytne źródła unikają dosłowności. Dlaczego? Bo zaakceptowanie, że największy filozof Zachodu uczył się od kobiety, było zbyt śmiałe jak na tamte czasy.

I tu właśnie zaczyna się paradoks: skoro źródła tylko „sugerują” to, czego nie mogą powiedzieć wprost, czy nie jest to wystarczającym potwierdzeniem

Cisza czasem mówi więcej niż krzyk. Zwłaszcza w kulturze, która wolała przemilczeć, niż przyznać, że kobieta mogła być mistrzem.

Wiemy, że Sokrates bywał u Aspazji. Wiemy, że ją cenił. I wiemy też, że niektóre źródła – choć nie mówią tego wprost – sugerują, że mógł być przez nią kształcony. 

W dialogach Platona i pismach Ksenofonta pojawia się subtelna, niemal ukradkiem przemycana informacja, że to właśnie Aspazja miała wpływ na kształtowanie jego poglądów na temat retoryki i społeczeństwa.

Aspazja nie zostawiła po sobie traktatów ani manifestów. Nie tworzyła „systemów”, jak Platon czy Arystoteles. Ale jej wpływ był ogromny. 

Kształtowała umysły, inspirowała do myślenia, łamała konwenanse. W świecie zbudowanym dla mężczyzn znalazła dla siebie miejsce – nie w cieniu, ale na scenie. I choć historia próbowała ją stamtąd zepchnąć, przetrwała.

Dla mnie Aspazja jest jak ikigai. Nie krzyczy, nie narzuca się. Jest obecna cicho, ale konsekwentnie. Nie potrzebuje etykietki „filozofki”, by mieć wpływ. 

Nie potrzebuje formalnego tytułu, by inspirować. Nie potrzebuje przyzwolenia świata, by być sobą.

Historia tez jest kobietą

Historia — nawet ta najdawniejsza — zna kobiety, które wyprzedzały swoje czasy. Myślały niezależnie, działały odważnie, uczyły publicznie, a mimo to zbyt często ich głos ginął w narracjach pisanych przez mężczyzn. 

Przemilczane, pominięte, sprowadzone do anegdoty lub tła. A przecież były — i bywały pierwsze.

Hypatia z Aleksandrii — filozofka, matematyczka, astronomka, kierowała szkołą neoplatońską w Egipcie. Publicznie nauczała logiki i komentowała Platona, co doprowadziło ją do tragicznego końca. 

Zginęła rozszarpana przez religijny tłum, bo myślała samodzielnie. Stała się symbolem odwagi intelektualnej — na przekór wszystkiemu.

Diotima z Mantinei, być może postać fikcyjna, być może rzeczywista, uważana była za nauczycielkę samego Sokratesa. To ona, według Platona, w „Uczcie” wykłada teorię miłości duchowej — słynną drabinę Erosa. 

Nawet jeśli nie istniała naprawdę, sam fakt, że mężczyzna jej miarą mierzy drogę do mądrości, mówi więcej niż niejeden biogram.

Kleopatra VII — królowa Egiptu, poliglotka, strateg, władczyni. 

Współczesna popkultura zredukowała ją do roli uwodzicielki, ale w rzeczywistości była jednym z najpotężniejszych umysłów politycznych epoki. Rywalizowała z Rzymem nie tylko ciałem, ale i rozumem.

Sappho z Lesbos — poetka, której słowa o miłości przetrwały tysiąclecia, choć same kobiety w sferze publicznej niemal nie istniały. 

Pisała o emocjach, subtelnościach, bliskości. Pisała w czasach, w których kobiety nie miały głosu — a jednak jej głos wciąż brzmi.

Arete z Cyreny — filozofka i nauczycielka. Córka ucznia Sokratesa, sama prowadziła szkołę, nauczając przez 35 lat. Działała na równi z mężczyznami — w czasach, gdy niewiele kobiet w ogóle mogło mówić.

I wreszcie Enheduanna — sumeryjska kapłanka, córka Sargona, poetka, autorka najstarszych znanych tekstów religijnych. 

Jej imię to pierwszy podpis pod dziełem literackim w historii ludzkości. Kobiecy głos sprzed czterech tysięcy lat. Nie tylko istnieje — ale wybrzmiewa do dziś.

Wszystkie te kobiety — jak Aspazja z Miletu — nie tylko mówiły, ale uczyły innych mówić. W świecie, który próbował im ten głos odebrać.

Czego dziś uczy mnie Aspazja ?

Patrząc na Aspazję, widzę siebie – nie dlatego, że jesteśmy podobni, lecz dlatego, że dzieli nas ta sama potrzeba autentyczności

W świecie pełnym gotowych scenariuszy, ona napisała własny. I nie pytała, czy może. Zwyczajnie – robiła swoje. Nie prosiła o rolę w historii. Wzięła ją sama.

Czy to nie właśnie esencja ikigai?

Nie wiem, czy kiedykolwiek poczuję, że jestem „na miejscu”. Ale wiem, że jestem w drodze – a to już wystarczy. 

Bo w tej drodze można spotkać takich jak Aspazja. A jeśli będziemy mieli szczęście – może nawet samych siebie.

Doradztwo Ubezpieczeniowe i Konsulting Kredytowy Bartosz Drajling 

Berlin-Wilmersdorf T: 01511 8666 445 • F: 030 92109905 M: consulting@dcberlin.biz

Udostępnij post:

Interesujące artykuły

Uczę się od córki z zespołem Downa

Iwona Meier z Berlina od 20 lat wychowuje córkę z zespołem Downa. „Nie wiem, jak bym żyła, gdyby nie miała Blanki, bo nie znam innego życia. Nikt od razu nie kocha dziecka, które rodzi się z niepełnosprawnością. Ta miłość rośnie wraz z nim” – mówi mama Blanki w rozmowie z COSMO po polsku

Czytaj więcej

Co jest ważne dla sprzedającego nieruchomość w Niemczech?

Sprzedaż nieruchomość jest zawsze bardzo ważnym krokiem i warto się do niej dobrze przygotować. Ważne jest nie tylko przygotowanie mieszkania na sprzedaż, ale także dopełnienie wszelkich formalności. Jeżeli chcemy sprzedać dom lub mieszkanie po pierwsze warto przygotować komplet dokumentów, których będzie potrzebował kupujący.

Czytaj więcej
Najnowsze wydanie - październik 2025