bezpłatne czasopismo polonijne ukazujące się w Niemczech | „KONTAKTY“ | In polnischer Sprache für Deutschland

Świąteczna opowieść według naszych Czytelników 

Grudzień to ten czas w roku, kiedy szczególnie pamiętamy o tych, którzy są dla nas ważni, nam bliscy. Dlatego my, pamiętając o naszych Czytelnikach oraz osobach tworzących ten magazyn, zwróciliśmy się do nich z pytaniem, jak wspominają pierwsze Boże Narodzenie w Berlinie, które ze Świąt spędzonych na emigracji były szczególne, i czego życzyliby sobie na te nadchodzące.

Święta Bożego Narodzenia to czas, który swoją wyjątkowością zaraża chyba wszystkich. Niezależnie od podziałów politycznych, wyznaniowych czy światopoglądowych, zdaje się, że  grudniowa atmosfera udziela się nam bez wyjątku, zbliżając nas do siebie w ten wyjątkowy grudniowy czas. Dla mnie Boże Narodzenie zawsze było świętem rodzinnym i nigdy nie podlegało negocjacjom. Tydzień przed Wigilią robiło się śląską moczkę z piernika i bakalii – wujostwo mieszało piernik, a ja wraz z kuzynostwem ubierałam małą, plastikową choinkę u dziadków. Co roku kłóciliśmy się o to, kto powiesi na czubku gwiazdę. Była przecież tylko jedna. Dzień przed Wigilią ubieraliśmy choinkę w domu – rodzice ukrywali się w swoim pokoju, by spakować prezenty, my z braćmi robiliśmy sobie dowcipy, układając choinkowy łańcuch w nieprzyzwoite wzory. Pierwszy rok w Berlinie tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że Boże Narodzenie to nie dwa dni, ale okres przedświątecznych przygotowań, czasu spędzonego razem w rodzinnej atmosferze. Nie dostałam urlopu na robienie moczki, nie udało mi się dojechać na ubieranie choinki, kruche ciastka i pierniczki ciocię od strony mamy upiekły także beze mnie. Wyjazd w Berlina dal mi wiele dobrego, jednak pozbawił mnie tego, co doceniam być może trochę za późno – czasu z bliskimi, który ma się na wyciągnięcie ręki. Dlatego w tym roku mocen postanowienie: żadnych rozmów o polityce i żadnej diety, pierników po korek i śpiewania kolęd do zdarcia gardła, a zamiast świątecznych swetrów z zachodnich sieciówek – siedzenie do nocy pod jednym kocem. Może uda się namówić tatę na pokaz slajdów z rodzinnego albumu. W końcu nie odmawia się córce, która przyjeżdża do domu od święta.

Wydaje się, że dla wielu z nas Święty Bożego Narodzenia to najbardziej rodzinny czas w roku – okazja do spotkań z bliskimi, biesiad w ciepłym domu, przy suto zastawionym stole. Pani Krystyna przyznaje, że (…) chyba każdemu Polakowi Święta Bożego Narodzenia kojarzą się przede wszystkim bliskie spotkania z rodziną przy stole, dzielenie się opłatkiem,” pierwsza gwiazdka”, prezenty pod choinką, kolędnicy, pasterka i… zapachy, zapachy, które pamięta się przez całe życie i do których się niezmiennie tęskni. Powszechnie znanym zwyczajem jest pozostawianie wolnego miejsca przy stole wigilijnym. Miejsce to przeznaczone jest dla przypadkowego gościa, którego traktuje się podczas tego wyjątkowego dnia jak członka rodziny. Stół wigilijny jednoczy duchowo, szczęśliwy jest ten, kto nie musi myśleć, z kim zasiądzie do wigilijnego stołu. Dwukrotnie spędziłam w Berlinie Wigilię u zaprzyjaźnionej rodziny, było magicznie i cudownie, ale gdzieś głęboko w sercu brakowało mi najbliższych. To właśnie wtedy postanowiłam, że do końca życia święta Bożego Narodzenia będę spędzać z rodziną, obojętnie gdzie, nawet na Marsie, ale z rodziną!

I nie jest jedną osobą, która po spędzeniu Bożego Narodzenia poza domem, uświadomiła sobie, jak ważne jest dla niej bycie z bliskimi. Podobne odczucia miał pan Bogusław: (…) ucząc się zawodu kucharza odbyłem kilka dalekich podróży i jedna z nich objęła okres Świąt Bożego Narodzenia. Byliśmy wtedy wraz z kolegą bardzo daleko od domu, na Wigilię zjedliśmy pikantne curry w ulicznej jadłodajni i idąc nadmorską ulicą, kupiliśmy butelkę miejscowego wina. Poszliśmy na plażę i pijąc tego cienkusza złożyliśmy sobie życzenia i wspominaliśmy dom, rodzinę i Święta w domu. To były moje najdziwniejsze Święta na dzikiej plaży w Kalkucie. A najbardziej rodzinne? W rodzinie mojego taty był zwyczaj że na Boże Narodzenie dzieci zjeżdżały się do domu rodzinnego i cała rodzina celebrowała Święta razem. Był to czas kiedy spotykały się ze sobą nawet cztery pokolenia i po wieczerzy wigilijnej wszyscy szli na pasterkę do kościoła. To jedne z moich najpiękniejszych wspomnień, zima, mróz, śnieg, wiejska droga, kościółek pod czapą śniegu i my wszyscy razem, do dziś wspominam to ze łzami w oczach. Cudny był to czas. 

Żyjąc w czasach tysiąca możliwości – szybkich połączeń samolotowych i łącz internetowych, możemy czasem zapominać, że starsza Polonia nierzadko wyjeżdżała do Berlina w zupełnie innych czasach. Nie dało się wybrać dogodnego momentu, nie kręciło się nosem na pojawiające się okazje.
W ten sposób Pani Alexandra dołączyła do męża przybywającego w Berlinie… na trzy dni przed Gwiazdką: (…) no tak, moja pierwsza Wigilia w Berlinie to zarazem pierwsze dni w tym mieście. 21 grudnia 1987 roku udało mi się z dwójką dzieci dołączyć do męża w Niemczech. Początkowa ekscytacja obfitością sklepowych półek ustąpiła miejsca wątpliwościom. Owszem, było to niesamowite zobaczyć, jak łatwo tutaj o rarytasy, prezenty, dekoracje, jednak Święta Bożego Narodzenia spędzone na obczyźnie, bez tych, co zawsze, jedynie z najbliższą rodziną uświadomiły mi, że ktoś, który podjęłam to zarazem duża odpowiedzialność za stworzenie domu w miejscu, które na tamten moment było nam obce – wspomina pani Alexandra. 

Pani Janina z kolei do swojej pierwszej pracy w Berlinie przyjechała dokładnie w Wigilię: (…) tak, miałam wskoczyć na zastępstwo na kilka tygodni, zostałam ponad trzydzieści lat. Pamiętam, jak w ten świąteczny dzień wysiadłam na dworcu ZOO – polecono mi wziąć taksówkę, ale ona kosztowała aż 10 marek! Zdecydowałam się przejść pieszo do gospodarza, który mnie oczekiwał. Szłam, i szłam, bez końca. Tymi wielkimi ulicami, niewiedząc, czego się spodziewać w nowym miejscu. Okazało się, że moi gospodarze, których domem miałam się opiekować, wyjeżdżają na Boże Narodzenie do ciepłych krajów. Zostałam więc w Wigilię sama jak palec – najpierw opuściłam Polskę i rodzinę, a kilka godzin później mój nowy pracodawca opuścił mnie. Dostałam do ręki kilkadziesiąt marek, pilot do telewizora i tyle. Do telefonu nie miałam dostępu. Gapiłam się w ekran telewizora i wyłam przez cały wieczór. Na kolejne święta pojechałam do domu na polecenie szefa – widział, jak bardzo tęsknię: zapakował mi dla dzieci torbę prezentów i kazał wrócić już po  świątecznych obchodach.

Choć Berlin i wschodnie Niemcy mogą wydawać się niedaleko od Polski i naszych zwyczajów, szok kulturowy w latach ’80 nie był do uniknięcia. Ja, w Polsce pamiętam świąteczne wydrążenie w postaci pomarańczy i zakładowych Mikołajek o taty w zakładzie, pani Majka z tego okresu w Berlinie ma już inne wspomnienia: (…) to był rok 1988, od 2 miesięcy w Berlinie ja, mąż i dwoje dzieci (2 i 11 lat). Okres przedświąteczny. Berlin piękny i kolorowy – dla nas przybyłych z ponurego, smutnego kraju, w którym dominowały puste półki w sklepach i kartki na żywność w portfelu to była bajka. Dzieci zachwycały się wszystkim, ruchomymi, migającymi wystawami w sklepach, zabawkami i pomarańczami. Pomarańczami, bo znaliśmy tylko te zielone kubańskie, które przypadały po 2-3 sztuki na rodzine i tylko  na święta. Więc pierwsza wigilia w Berlinie… była bardzo po polsku, z wszystkim, co należy. Był karp, śledzie, barszcz, prezenty pakowane w piękne, kolorowe papiery. Pomarańcze pod choinką. Była pasterka w Polskim Kościele, były kolędy… ale była też samotność. Brak rodziny, przyjaciół, a nawet sąsiada mówiącego do nas w zrozumiałym języku. By porozmawiać z rodziną w kraju, trzeba było stać w kolejce przed budką telefoniczną w mrozie i z kieszeniami pełnymi moment, a wszystko po to, by choć przez chwilę poczuć się mniej samotnie. Każde następne święta były już weselsze, bo mogliśmy odwiedzać rodziny w kraju lub zaprosić je do nas, pokazać im bajkowe ulice. Dziś to już nie ma ich czym zaskoczyć, polskie ulice już też są piękne, kolorowe, może nawet bardziej niż w Berlinie. 

W trakcie rozmów z Członkiniami Klubu Seniora w Berlinie, usłyszałam też od kilku osób, że wcale nie pamiętają pierwszych Świąt Bożego Narodzenia na emigracji. Być może wspomnienia się zatarły lub wskutek innych wydarzeń życiowych nie został zapamiętanie jako istotne. Pani Alina ma na ten temat pewną teorię: (…) ja nie pamiętam tych pierwszych Świąt Bożego Narodzenia w Berlinie. Zupełnie nie wiem, co wtedy robiłam, jak je spędziłam. Wydaje mi się, że dla mnie generalnie nieistotne jest to, gdzie  je spędzam, ważne że w najbliższym gronie i zgodnie z tradycjami – musi być choinka, pierogi, karp i bigos następnego dnia. Wiem, że te tradycje zależą bardzo od miejsca pochodzenia, ale to dla mnie istotne, żeby były kultywowane i podawane dalej. I nas w domu od rana mocno pachnie, wszyscy się krzątają, wnuki nie mogą doczekać się prezentów. Wiem jednak, co to znaczy spędzić ten czas z dala od tradycji – zaskoczyła nas kilka lat temu wizyta w szpitalu w okresie przedświątecznym – wyszłyśmy z córką do domu,  który był zimny, pusty, nie zdążyłyśmy nic przygotować. Smutne to były Święta, mimo że w gronie rodziny – dla mnie tradycja tworzy magię tych dni.

Bożonarodzeniowe tradycje to temat, który zarówno łączy, bo chyba każdy pamięta z dzieciństwa choinkę i cukierki wieszane na plastikowych gałązkach, ale i dzieli, bo ile rodzin, tyle wariacji na temat zupy grzybowej i barszczu, kapusty i bigosu, moczki, makówek czy kutii. Okazuje się też, że niewielu z nas na stole stawia rzeczywiście rozsławione 12 polskich wigilijnych potraw – ważniejsze okazuje się towarzystwo przy stole, a nie obfitość na nim: (…) moje pierwsze Święta w Berlinie, to musiał być rok 1984. Mieszkaliśmy przy Drübecker Weg na Neukölln, niedaleko muru. Mieszkanie na parterze, dość zimne. Piec kaflowy w pokoju, w kuchni  piec na węgiel, ale nie wolno go było używać, bo kominy niedrożne. Obok podłączono nam kuchenkę elektryczną. Pamiętam, na tej kuchence gotowałam wywar warzywny na barszcz. Cały wywar spłynął kanalizacją w siną dal, bo wiedziałam, że mam go przecedzić, ale nie pomyślałam o tym, żeby go w innym garnku zatrzymać. Barszcz był ostatecznie na kostce rosołowej i chyba nie do końca wegetariański. Za to paluszki rybne smakowały wyśmienicie. Kolędy z kasety, opłatek  przysłany z domu w liście. Tak, dom wtedy jeszcze długo kojarzył się z domem w Polsce, dla mnie konkretnie w Poznaniu. Chyba dopiero w Berlinie dowiedziałam się, że nie do każdego w Boże Narodzenie przychodzi gwiazdor z upominkami. Do niektórych Dzieciątko, do innych Święty Mikołaj, Aniołek, Gwiazdka. Przybywaliśmy do Berlina z różnych regionów Polski. Przywoziliśmy ze sobą różne tradycje, zwyczaje i tęsknoty – wspomina pani Elżbieta

Wyjazd z Polski zmuszał czasem, lub jak kto woli – stwarzał okazje – do stworzenia i wypracowania swoich zupełnie wyjątkowych tradycji. Pani Helena, mieszkając na co dzień w Berlinie, co roku powtarzała świąteczny rytuał ze swoimi dziećmi na Śląsku: (…) no tak, pomimo, że mieszkam w Berlinie od 1994 roku, co roku jeżdżę na Boże Narodzenie do domu, do Polski. Wyjeżdżając z mężem, nasze dorosłe już wtedy dzieci zostały na Śląsku, więc razem z ich młodszym bratem i kiedyś jeszcze mężem wracaliśmy do nich co roku w grudniu. Śmieszne to były sytuacje, bo każda strona chciała nieba drugiej uchylić, więc na zmianę się prześcigaliśmy w tym, kto ma dłużej sobie pospać, kto komu herbatę i śniadanie do łóżka przyniesie. Skutek był taki, że wszyscy byli od rana na nogach. Moja córka do tej pory pomaga mi przygotowywać kolację – zawsze przyjeżdżałam do posprzątanego, pięknie przygotowanego przez dzieci mieszkania.  Śmialiśmy się, że te dni to takie podwójne święta – Bożego Narodzenia i połączenia rodziny. Nie wyobrażam sobie tych dni poza domem – opowiada. 

Niech te świąteczne wspomnienia podsumują słowa Pani Danuty i zachęcą tych, którzy mieli spędzać Boże Narodzenie z dala od bliskich, by wyjść w te wyjątkowe dni do ludzi, podzielić się tym, co najważniejsze – czasem i dobry słowem: Każde Święta Bożego Narodzenia mają dla mnie wymowną moc; w tą Świętą noc wcielenia Syna Bożego dla naszego zbawienia. Biały obrus a na nim opłatek, na sianku jaśnieje blaskiem Bożej światłości, jest znakiem miłości, przebaczenia, zgody i jedności. Odświętne stroje i otwarte serce na potrzeby innych. Tu na obczyźnie tym bardziej dajemy wyraz swojej wiary w oczekiwaniu na Narodzenie Bożej Dzieciny. Spotykamy się z organizacjami polonijnymi i kultywujemy Polskie tradycje i obyczaje, dzieląc się nimi z  innymi narodowościami. Działam w Klubie PTTK im. W. Korfantego w Berlinie i z Członkami mojej i innymi Organizacjami Polonijnymi spędzam Święta Bożego Narodzenia. 

Wszystkim Czytelnikom KONTAKTÓW życzymy wspaniałego grudnia oraz spokojnego czau świątecznego – niech makówki nie idą w boczki, śnieg sypie obficie, a wolne dni sprzyjają radości! 

Udostępnij post:

Interesujące artykuły

Grudzień 2024 w Berlinie

Szukasz informacji o tym, co robić, gdzie pójść i kiedy w Berlinie? No cóż, Berlin to niesamowite miasto z szeroką gamą aktywności i wydarzeń, które zadowolą każdego smaka i preferencje. Daj nam znać, jeśli masz jakieś bardziej szczegółowe pytania!

Czytaj więcej
Najnowsze wydanie - grudzień 2024