bezpłatne czasopismo polonijne ukazujące się w Niemczech | „KONTAKTY“ | In polnischer Sprache für Deutschland

Konflikt wokół berlińskiego Instytutu Pileckiego

Zagęszcza się atmosfera wokół berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego. Nowe kierownictwo Instytutu zarzuca placówce niewłaściwą politykę kadrową i działania niekonsultowane z centralą w Warszawie. Pracownicy z Berlina uważają, że nowe władze Instytutu dążą do zmian personalnych, a nawet blokują działania oddziału. “Berlińskiego Pileckiego” bronią berlińscy intelektualiści i ludzie kultury.

Sprawę bada COSMO po polsku.

Czym właściwie ma być powołany za czasów PiS Instytut Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego? Odpowiedzi na to pytanie szuka nowe kierownictwo Instytutu Pileckiego na czele z powołanym w listopadzie dyrektorem, prof. Krzysztofem Ruchniewiczem – niemcoznawcą, koordynatorem polskiego rządu ds. współpracy polsko-niemieckiej. 

Berlińskiemu oddziałowi nie można wprawdzie zarzucić, że nic się w nim nie dzieje, ale na łamy mediów trafiły już inne zarzuty. W wywiadzie udzielonym PAP Krzysztof Ruchniewicz wytknął oddziałowi w Berlinie, że prowadził on działania niekonsultowane z centralą w Warszawie i że wśród ok. 30 pracowników nie ma nikogo na etacie naukowym.

W odpowiedzi zespół „berlińskiego Pileckiego” wysłał do minister kultury Hanny Wróblewskiej (której podlega Instytut Pileckiego) list, w którym przedstawia swoje sukcesy w promowaniu w Niemczech polskiej perspektywy historycznej. Wylicza wystawy, liczbę uczestników, partnerstwa z niemieckimi instytucjami kultury.

Nieoficjalnie – w anonimowych wypowiedziach dla mediów – pracownicy z Berlina zarzucają dyrektorowi Ruchniewiczowi dążenie do zmian personalnych w niemieckiej placówce, a nawet blokowanie jej działań.

Szerokim echem odbił się wywiad z wiceministrem kultury Maciejem Wróblem, który w „Gazecie Wyborczej” z 25 marca zarzucił całemu Instytutowi Pileckiemu, że był synekurą dla ludzi PiS, a berlińskiemu oddziałowi – niewłaściwą politykę kadrową. Ponownie pojawił się zarzut braku pracowników na etatach naukowych.

Dyrektorka „berlińskiego Pileckiego” Hanna Radziejowska i jej zastępca Mateusz Falkowski, którzy nie podpisali się pod listem do minister Wróblewskiej, postanowili przerwać milczenie. W liście opublikowanym w „Wyborczej” bronią dobrego imienia berlińskiej placówki. Piszą, że nie są ludźmi PiS-u, że wszyscy pracownicy zostali wyłonieni w otwartych konkursach, że utrzymanie oddziału w Berlinie kosztowało w ciągu 5 lat od powołania instytutu nie ponad 14 mln dolarów, jak sugeruje minister Wróbel, ale 13 mln złotych. Przedstawiają też bilans osiągnięć w Berlinie. Radziejowska i Falkowski podpisują się pod listem jako osoby prywatne. Podkreślają, że nie wyrażają stanowiska kierowanej przez siebie instytucji.

Hanna Radziejowska odmówiła COSMO po polsku komentarza, tłumacząc, że nie jest upoważniona do wypowiadania się na temat działalności Instytutu.

Na rozmowę z Maciejem Wiśniewskim zgodził się natomiast dyrektor Krzysztof Ruchniewicz, zaznaczając, że nie chce rozmawiać o kwestiach personalnych ani oceniać pracy oddziału w Berlinie, ponieważ jej analiza prowadzona przez centralę w Warszawie jeszcze się nie zakończyła. Ponowił jednak swoją opinię na temat zbyt daleko idącej autonomii „berlińskiego Pileckiego”.

“Berlińska placówka jest oddziałem Instytutu Pileckiego i powinna w ścisły sposób z nim pracować. Dotyczy to głównie opracowania wspólnych działań naukowych i przedyskutowania ich. Jest tu jeszcze dużo przestrzeni do wspólnych rozmów” –  zaznacza rozmówca COSMO po polsku.

Te rozmowy i dyskusje z dyrekcją berlińskiego oddziału odbywają się również bezpośrednio, nie tylko za pośrednictwem mediów – zapewnia Ruchniewicz.

Dyrektor podkreśla konieczność intensyfikacji pracy naukowej instytutu. Nie przekonują go argumenty kierownictwa berlińskiej placówki. Radziejowska i Falkowski tłumaczą w liście do „Wyborczej”, że Instytut Pileckiego nie jest instytucją stricte naukową, ale łączącą działania naukowe z popularyzatorskimi i kulturalnymi, zaś prawo niemieckie inaczej definiuje pracowników naukowych niż polskie, a berlińska filia Pileckiego działa w oparciu o prawo niemieckie. 

“Nie wiem, skąd te informacje. Głównym zadaniem Instytutu Pileckiego jest prowadzenie badań naukowych, ale także ich popularyzacja i tu się oczywiście zgadzamy. Generalnie chodzi o to, jakie przyjmiemy proporcje i to jest obecnie przedmiotem naszych prac w Instytucie” – zaznacza.

Ruchniewicz zdecydowanie zaprzecza, jakoby miał torpedować działania oddziału w Berlinie. Konkretny zarzut dotyczy rzekomego wstrzymania przez niego planowanej na marzec konferencji w stolicy Niemiec poświęconej zrabowanym przez hitlerowców polskich dziełom sztuki.

“Żadnych działań nie blokuję. Tam, gdzie jest to uzasadnione, gorąco wspieram. Istotne jest to, jaką część stanowią takie czy inne projekty w pracach także oddziału berlińskiego. Dotyczy to także działań naukowych, konferencji, dyskusji naukowych” – podkreśla rozmówca Macieja Wiśniewskiego. 

Bilans projektów i dokonań szefowie „berlińskiego Pileckiego” przedstawiają we wspomnianym liście do „Wyborczej”. Ponad 800 publicznych wydarzeń, 17 wystaw, 6 dużych konferencji naukowych, ponad 90 materiałów w mediach, przede wszystkim – niemieckich, 6 milionów stron zdigitalizowanych dokumentów – wyliczają Hanna Radziejowska i Mateusz Falkowski.

Ale nie tylko liczby stanowią o tym, że berliński oddział Pileckiego wywalczył sobie rozpoznawalną pozycję na kulturalnej mapie stolicy Niemiec. Pozycję, której bronić postanowiło grono międzynarodowych berlińskich intelektualistów i ludzi kultury. 

„W ostatnich latach Instytut stał się atrakcyjną i przyjazną instytucją, która wnosi do niemieckiej debaty ważne głosy z polskiej i środkowoeuropejskiej perspektywy” – czytamy w petycji skierowanej do ministrów kultury Hanny Wróblewskiej i spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego.

„Nadal potrzebujemy tego Instytutu Pileckiego na Placu Paryskim w Berlinie” – tak kończy się petycja, a zdanie to, jak sam mówi, sformułował Florian Mausbach, od lat zaangażowany w sprawy polsko-niemieckie, pomysłodawca pomnika polskich ofiar wojny w Berlinie.

„Znam Instytut Pileckiego, sam miałem w nim wykłady. Instytut zawsze wspierał naszą inicjatywę budowy pomnika polskich ofiar w Berlinie. Obserwowałem działalność berlińskiego oddziału instytutu. Na początku były wobec niego pewne uprzedzenia, bo był instytucją rządu PiS i podejrzewano go o określone polityczne sympatie. Ale okazało się, że praca dyrekcji instytutu była zupełnie ponadpartyjna, a instytut krok po kroku zdobył sobie ważne miejsce na mapie Berlina” – zaznacza rozmówca COSMO po polsku.

Inicjatorką innej petycji w obronie „berlińskiego Pileckiego” jest Irina Szulikina z działającej w Berlinie ukraińskiej organizacji Vitsche. W rozmowie z COSMO po polsku podkreśla ona włączenie w narrację instytutu perspektywy Ukrainy i innych państw regionu, nacisk na wspólnotę kulturową i historyczną Europy Wschodniej, wreszcie – konkretną pomoc. 

W pierwszych dniach i tygodniach rosyjskiej agresji na Ukrainę to właśnie siedziba Pileckiego w Berlinie była miejscem, wokół którego gromadziła się ukraińska społeczność.

„To było niesamowite, że na początku wojny pierwszym miejscem, które wsparło naszą organizację i naszą ukraińską społeczność w Berlinie była polska instytucja. To było bardzo symboliczne. Ale Pilecki nie był tylko kulturalnym punktem, wokół którego zbierała się ukraińska społeczność w czasie potrzeby. Instytut pod obecnym kierownictwem poprzez liczne dyskusje i wystawy wykonuje niezmiernie ważną pracę na rzecz historycznej analizy sowieckiego totalitaryzmu. Pokazuje nie tylko historię Polski i Niemiec, ale też innych państw wschodniej Europy. W tej historii obecne są i Ukraina, i Białoruś, i inne kraje” – ocenia. 

Czy centrala w Warszawie weźmie pod uwagę te opinie przy ocenie funkcjonowania berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego? Prof. Krzysztof Ruchniewicz nie odpowiada wprost na to pytanie. Zapowiada jednak, że analiza pracy filii w Berlinie niedługo się zakończy, a on na jej podstawie podejmie decyzję w sprawie przyszłości niemieckiego oddziału. I jego dyrekcji.

W konflikcie wokół berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego żadna ze stron nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa

Więcej rozmów, analiz, reportaży dotyczących polskiego życia w Niemczech znajdziesz w codziennych podcastach i audycjach COSMO po polsku, radiu dla Polaków w Niemczech. W każdy czwartek zapraszamy do słuchania audycji z cyklu NIEMCY z bliska. Maciej Wiśniewski i Tomasz Kycia w prosty sposób mówią o tym, co w Niemczech w trawie piszczy i o tym, czego Polak w Niemczech przeoczyć nie powinien. Dobrego odbioru!

Udostępnij post:

Interesujące artykuły

Maj 2025 w Berlinie

Szukasz informacji o tym, co robić, gdzie pójść i kiedy w Berlinie? No cóż, Berlin to niesamowite miasto z szeroką gamą aktywności i wydarzeń, które zadowolą każdego smaka i preferencje. Daj nam znać, jeśli masz jakieś bardziej szczegółowe pytania!

Czytaj więcej
Najnowsze wydanie - maj 2025