Gdy mówię przyjaciółkom z Polski, że moja drugorodna pierwszoklasistka ma w tym roku aż siedem tygodni wakacji, patrzą na mnie z politowaniem i odpowiadają, że ich dzieci nie mają szkoły osiem albo i dziewięć tygodni. Gdy jęczę mamie przez telefon, słyszę, że nie trzeba było wyjeżdżać z Polski i mieć dziadków pod ręką, a nie o, Berlina się zachciało! Od lat zastanawiam się jak łączyć kompleksowe macierzyństwo z pracą zawodową, dbaniem o zdrowie fizyczne i psychiczne, dwujęzyczny i jakościowy rozwój dwójki dzieci mających skrajnie różne potrzeby oraz upodobania i dochodzę do jednego jedynego wniosku: a mianowicie, że się nie da. Ci co uważają inaczej, kłamią, nie słuchajcie ich.
Zaczęłam ten felieton od fundamentalnego pytania: jak żyć? Może jednak powinniśmy zacząć od czegoś prostszego, na przykład od przedstawienia się, bo to pierwszy raz, gdy piszę tekst do „Kontaktów”. Nazywam się Natalia Prüfer, jestem dziennikarką, koordynatorką różnych polsko-niemieckich projektów, inicjatorką klubu książkowego i bloga o literaturze niemieckojęzycznej wydawanej w Polsce: „Buch, czyli książka”. Od kilku ładnych lat jestem „panią od książek” jak to mawia mój syn, a ja wolę dumne sformułowanie „promotorka czytelnictwa”, choć obawiam się, że za kilka lat taki zwrot w ogóle przestanie istnieć.
Zamiast pytania o sens życia, zadaje mi się często zupełnie inne: co czytać? Kiedyś to pytanie napawało mnie strachem (matko, oni pytają, chcą eksperckiej odpowiedzi, konkretów, danych!), teraz odbijam z uśmiechem na ustach piłeczkę, taką białą jak od ping-ponga i odpowiadam: „A co lubisz?” Zadający pytanie czerwienieje, skupia się, na czole pojawiają się krople potu. Próbuje zmienić temat, tak, tak, uwierzcie, zdarzyło mi się to wielokrotnie! W końcu pada jakiś tytuł, jakieś nazwisko, jakaś kotwica, punkt zaczepienia i możemy dalej rozmawiać. Jednak w tym pytaniu „Co czytać?” kryje się moim zdaniem więcej niż niewiedza. Jest to brak pewności siebie, swoich upodobań, bo wciąż uważam, że w erze sztucznej inteligencji, streamowanych filmów i scrollowania ekranów, to czytanie jest jednak przyjemnością, miłym sposobem spędzania czasu, relaksem i aktywnym odpoczynkiem dla naszego przebodźcowanego umysłu. Dlatego czytajmy co lubimy, co nam sprawia frajdę i co niekoniecznie jest wyświetlone na ekraniku telefonu. Ba, schowajmy ten telefon w szufladzie, chociaż na 20 minut dziennie i przeznaczmy ten czas na lekturę w skupieniu.
No dobrze, ale jak już mnie naprawdę postawicie pod ścianą, to Wam podpowiem, co czytać tego lata. Od września rusza bowiem piąta edycja mojego klubu książkowego online, więc nie mogłabym nie skorzystać z okazji i nie zaproponować książek, które wraz z innymi Buchowiczami będziemy w przemiłej atmosferze omawiać w formie dyskusji. Tylko że to nie są takie dyskusje, z jakimi się obecnie kojarzy internet: nie obrzucamy się hejtem, nie obrażamy, nie dzielimy się na „my” i „wy”, nie namawiamy do brania pożyczek. Po prostu rozmawiamy o książkach, czasem się ze sobą nie zgadzamy, a czasem opowiadamy o swoich własnych doświadczeniach. Wyobraźcie sobie lekcję języka polskiego w liceum, ale z tą różnicą, że omawiacie z nauczycielem książki, które Wam się podobały! I nie, nikt nie jest zmuszany do odpowiedzi, tylko sami podnosicie ręce w górę i wyrywacie się, aby podzielić się swoimi myślami. Brzmi nieźle, nie? To zapraszam. Czytać możecie już, wakacje sprzyjają książkom.
Przeczytajcie dwie części tryptyku Moniki Helfer (przekł. A. Żychliński, Wydawnictwo Filtry, trzecia jest w tłumaczeniu na polski) „Hałastra” i „Tatuś” o losach austriackiej rodziny zamieszkującej Alpy. Autorka posługuje się bardzo skromnym językiem, ubogim w ozdobniki, a równocześnie pięknym. Czym różniło się dzieciństwo sto lat temu od dzisiejszych europejskich standardów i i jak relacje z naszymi rodzicami wpływają na całe dorosłe życie i postrzeganie rzeczywistości? Potem sięgnijcie na przykład do Tomasza Manna, tak, tego samego co napisał „Czarodziejską górę”, ale nie tylko! Oprócz tego na przykład przepiękne, zmysłowe opowiadanie „Śmierć w Wenecji”, czy pełne emocji i rozgoryczenia wobec własnego narodu przemówienia „Niemieccy słuchacze” (przeł. M. Łukasiewicz, Wydawnictwo Ossolineum), które w czasie drugiej wojny światowej pisarz wygłaszał na żywo w radio BBC. Czytając pomyślcie chwilę, że to nie lata czterdzieste XX wieku tylko rok 2025, zapewniam, że dostaniecie gęsiej skórki. Zostańmy na chwilę w temacie nazizmu, rozliczeń z własnym krajem, ba z własną rodziną. Pisał o tym Martin Pollack, austriacki pisarz, wielki przyjaciel Polski, tłumacz między innymi Ryszarda Kapuścińskiego na jezyk niemiecki. W bardzo intymnej opowieści o ojcu „Śmierć w bunkrze” (przeł. A. Kopacki, Wydawnictwo Czarne) autor próbuje czytelnikom pokazać ciężar rozliczania się z własnym pochodzeniem, najbliższymi i ich poglądami. Ojciec Pollacka był członkiem gestapo i zbrodniarzem wojennym.
Dobrze, ale spuśćmy z tonu, są wakacje, nie musimy się zadręczać przeszłością, a relaks kojarzy się nam często z czytaniem kryminałów. No to zerknijcie do Charlotte Link czy Sebastiana Fitzka i wybierzcie lekturę w języku niemieckim lub polski przekład. Z luźniejszych lektur polecam Wam również „Szyję żyrafy” (przeł. K. Idzikowski Wydawnictwo Ha!art) o wrednej nauczycielce biologii z wyludniającego się wschodnioniemieckiego miasteczka. Pisarka Magdalena Parys poleca (a jak ona to robi to znaczy, że warto) „Atramentowe serce” Cornelii Funke (przeł. J. Koźbiał, Wydawnictwo Kropka) – powieści pełnej magii, książek i przeznaczonej również dla młodszych czytelników. A skoro jesteśmy już przy Magdalenie Parys, to wspomnę jeszcze, że powstało niedawno w Wiedniu wydawnictwo Polente Verlag, które wydaje na niemieckojęzycznym rynku… polskie kryminały! Wśród pierwszych autorów znalazła się Magdalena Parys i Tomasz Duszyński. Chcecie się pochwalić polską literaturą? Kupcie niemieckim mężom, żonom, kochankom i przyjaciołom książki wymienionych powyżej autorów. To dobry wstęp do poznania literatury wschodnich sąsiadów, z którymi Niemcy wciąż kojarzą niedźwiedzie polarne spacerujące po deptaku, a nie cywilizowany naród, w którym pojawiają się różni pisarze, a nie tylko Tokarczuk, Twardoch i Bator (z całą miłością do tej trójcy).
Mam nadzieję, że znaleźliście w tym tekście jednak trochę wskazówek jak żyć i co czytać. Pytacie, dokąd jechać na wakacje? Nie wiem, ja jadę do Czech. Kolejki na granicy krótsze niż do Polski, a poczucie humoru i podejście do wielu spraw lepsze. Że o piwie nie wspomnę. Wspaniałych wakacji!
Natalia Prüfer