Anna Burek: Klub Cudownych Kobiet to bez wątpienia intrygująca nazwa – odnosi się do cudowności tego, co tworzycie, czy może do Was jako członkiń?
Beata Zuzanna Borawska: Uwielbiamy tę nazwę, choć trudno powiedzieć, żebyśmy jakoś szczególnie nad nią myślały. Tak, jak w przypadku samego klubu, tak i z nazwą – zadecydował przypadek. Kiedy ponad rok temu w Berlinie poprowadziłam warsztaty „Siła kobiecej opowieści”, czułam od razu, że na tym się nie skończy. W drodze na nasze spotkanie podsumowujące, które odbywało się wyjątkowo online, minęłam witrynę szczecińskiego Kina Pionier, na którym wisiał afisz filmu pt. „Klub Cudownych Kobiet”. Nie miałam okazji nigdy go zobaczyć, ale kiedy dziewczyny z Berlina zaproponowały, by kontynuować naszą przygodę ze słowem, intuicyjnie poczułam, że to dobra nazwa dla naszej grupy.
Anna Burek: Czyli na początku było słowo w formie warsztatowej. A potem? Jak doszło do założenia Klubu Cudownych Kobiet?
Magda Deniz: Kiedy roku temu zobaczyłam ogłoszenie o warsztatach pisarskich, prowadzonych przez Beatę Zuzannę, olśniło mnie, że choć wcale o tym nie myślałam, to może być to coś, czego od dłuższego czasu szukałam. Miałam silną potrzebę wyjścia ze strefy komfortu, sprawdzenia się w czymś, czego nigdy nie robiłam, a jednocześnie spróbowania tego w towarzystwie osób o podobnej wrażliwość. Od zawsze bardzo dużo czytałam, świat książek był mi bardzo bliski. Na warsztatach odkryłam, że lubię pisać, choć to nie jest łatwa sztuka, ale również że lubię przebywać z kobietami o podobnej wrażliwości. To było zaledwie kilka spotkań warsztatowych, nigdy wcześniej się nie znałyśmy, każda z nas była wtedy i jest nadal w różnych momentach swojego życia, ale w trakcie tych warsztatów wytworzyła się między nami tak silna więź, że nie wyobrażałyśmy sobie tak po prostu powiedzieć sobie ‘do widzenia’.
Basia Borowska: Tak, Beata Zuzanna zainspirowała nas do tego, żebyśmy w siebie uwierzyły. To było cudowne uczucie stworzyć coś od zera, przelać niepoukładane myśli i strzępki słów na papier. Ja pisałam wcześniej tylko do szuflady, moja twórczość nigdy nie ujrzała światła dziennego. Na warsztatach musiałyśmy się wszystkie w jakiś sposób otworzyć nie tylko na siebie, ale i na resztę grupy. To zbudowało w nas pewne zaufanie i sprawiło, że dopuściłyśmy siebie nawzajem do swoich bardzo intymnych światów. To jest relacja bardzo zobowiązująca, jesteśmy właściwie za siebie odpowiedzialne i myślę, że potwierdza to fakt, że mimo różnych obowiązków, frekwencja na naszych comiesięcznych spotkaniach Klubu Cudownych Kobietbyła niemalże zawsze stuprocentowa. My wyczekujemy tych spotkań, są dla nas możliwością nie tylko spełnienia się w procesie tworzenia, ale i spotkania z bliskimi nam osobami, o których istnieniu jeszcze rok temu nie miałyśmy pojęcia.
Natalia Raginia: Intuicyjnie wyczuwałam, że warsztaty otworzą przede mną nowe horyzonty i możliwości. Będąc świeżo upieczoną mamą, odczuwałam silną potrzebę powrotu do świata zewnętrznego, kontaktu z ludźmi i realizacji twórczych pasji. Gdy tylko zobaczyłam ogłoszenie o warsztatach, bez wahania zgłosiłam swój udział, zajmując pierwsze miejsce na liście uczestniczek. Z determinacją przekonałam Beatę Zuzannę, by umożliwiła mi uczestnictwo z trzymiesięcznym synkiem. Moja intuicja nie zawiodła – grupa przyjęła nas ciepło, mały okazał się idealnym towarzyszem spotkań, a nawet moja starsza córka odkryła w sobie literacką pasję, tworząc własne teksty. Odnosząc się do wcześniejszych wypowiedzi uczestniczek – nazwa doskonale odzwierciedla zarówno naszą kobiecą naturę, jak i więzi, które przez ten rok między nami powstały oraz artystyczny dorobek, który wspólnie stworzyłyśmy.
Anna Burek: Zanim dojdziemy do tego, co udało się Wam stworzyć, chciałabym zapytać o początki. Wiele osób marzy o pisaniu, jednak gdy siadają przed pustą kartką, z głowy uciekają wszystkie myśli. Nie bałyście się rozczarowania?
Magda: Ja przyszłam na warsztat bez jakichkolwiek oczekiwań. Pamiętam doskonale, że kiedy podczas warsztatów padło hasło ‘piszemy’, miałam zupełną pustkę w głowie. Dziewczyny się rozsiadły, powyciągały kartki i zaczęły tworzyć, a ja siedziałam i nie wiedziałam od czego zacząć. Potem okazało się, że każda z nas mierzyła się ze sobą, miała wątpliwości i blokady. Z czasem nauczyłyśmy się rozpoznawać te sygnały, a niektórym nadałyśmy nawet swoje nazwy. Ja stałam się mistrzynią ‘płaczowstępu’– każdy proces tworzenia zaczynałam od paniki, że ja przecież się na tym nie znam, nie umiem, nie mam pomysłu. Ostatecznie jednak każdej z nas udało się ukończyć swoje teksty, więc najważniejsza była motywacja do dalszej pracy.
Basia: Ja mimo że pisałam wcześniej, również musiałam wyjść ze strefy komfortu. Wracałyśmy kiedyś z Magdą z zajęć i trochę sobie narzekałyśmy, że opornie nam to tworzenie idzie, że nie mamy warsztatu, doświadczenia, ale to co nas połączyło to miłość do literatury, czyli gotowego już tekstu. To też ma znaczenia w procesie tworzenia – że obcuje się na co dzień z tym słowem literackim, z rzeczywistością w pewnym sensie poetycką, a nie jedynie skupiającą się na zadaniach i prostej komunikacji.
Beata Zuzanna: W tej grupie od razu było widać to, o czym mówią dziewczyny, że choć nie pisały za wiele, a niektóre wcale, to widoczny był kontakt z literaturą, a to bardzo duży kapitał, bo jak się zwykło mówić bez czytania nie ma pisania.
Anna Burek: Czy zmiana funkcji języka polskiego z komunikacyjnej na literacką pozwoliła Wam odkryć ten język na nowo, uwrażliwiła Was jakoś na subtelności?
Basia: Oj tak! Dla mnie praca nad tekstem była istotną lekcją jeśli chodzi o wagę słów. Wiem, jak wielki ciężar znaczeniowy niesie za sobą dobrze lub źle dobrany przymiotnik, jak wiele można zmienić za pomocą języka. Odkąd zaczęłyśmy pracę nad naszymi tekstami, również w życiu prywatnym z większą ostrożnością dobieram słowa.
Magda: Ja dzięki tym spotkaniom uświadomiłam sobie, jak bardzo brakowało mi języka polskiego w takiej czystej, literackiej wręcz formie. Odkąd przeprowadziłam się do Berlina, posługuję się kilkoma językami i zaczęło mi to przeszkadzać, że każdy z nich jest na takim poziomie wystarczającym do komunikacji, ale nie do końca odpowiadającym moim standardom osobistym. Dodatkowo języka polskiego używam głównie do kontaktów z moim pięcioletnim synem, więc rzadko wyrażam w tym języku swoje skomplikowane procesy myślowe czy refleksje nad życiem wewnętrznym. Ja w tym języku raczej się bawię, czytam książeczki i śpiewam przedszkolne piosenki. W ramach Klubu Cudownych Kobiet nie tylko mam okazję doskonalić warsztat pisarski, ale przede wszystkim używać żywej, pięknej polszczyzny do rozmów na tematy, które mnie interesują, z osobami o podobnej do mojej wrażliwości.
Natalia: Zdecydowanie tak, warsztaty oraz nasze późniejsze spotkania zaspokoiły moją głęboką potrzebę obcowania z językiem polskim, którego wyraźnie brakuje mi w codziennym życiu w Niemczech. Otoczona niemieckojęzycznym środowiskiem – w pracy, podczas zakupów czy w szkole mojego dziecka – szczególnie doceniam możliwość wyrażania się w ojczystej mowie. Choć w domu kultywujemy polski jako język codziennej komunikacji, to dopiero spotkania z innymi osobami na żywo, możliwość swobodnej konwersacji w języku ojczystym na obczyźnie, stanowią dla mnie bezcenną wartość. Język polski stał się dla mnie szczególnym dobrem, które pragnę pielęgnować i chronić.
Anna Burek: W motywacji do działania, o której tyle mówicie, istotny jest też cel. Czy miałyście go od początku istnienia Klubu Cudownych Kobiet?
Beata Zuzanna: Już na samym początku było wiadomo, że najważniejszym elementem tych spotkań będzie literatura. Lubimy się i te kwestie towarzyskie są niezmiernie istotne dla kierunku, jaki obrał Klub Cudownych Kobiet, jednak koniec końców chodziło nam jednak o tworzenie literatury w nurcie herstory, mówiąc w wielkim skrócie, gdzie wybrzmiewa kobiecy głos. Od początku pisałyśmy z myślą, że powstanie z tego książka. To niesamowite wrócić do tego momentu decyzji podjętej prawie rok temu z miejsca, w którym jesteśmy teraz. Wzruszam się, kiedy myślę o drodze, którą razem przeszłyśmy. W zeszłym roku w styczniu ustaliłyśmy, że pracujemy nad publikacją, ale nie miałyśmy nawet pierwszego zdania, w czerwcu teksty były gotowe i zaczęło się ich dopieszczanie, a obecnie szukamy wydawcy.
Magda: No tak, ale to nie wszystko, bo po drodze pierwotny projekt rozrósł się dzięki naszym pozostałym koleżankom. Oprócz naszej czwórki w Klubie Cudownych Kobiet jest jeszcze Agnieszka Karaś, która pojawiła się na jednym z późniejszych spotkań i zainspirowana naszymi tekstami stworzyła do nich kolaże. Nie sposób nie podkreślić też roli Agaty Czarkowskiej, która należy do Klubu od początku i zawodowo zajmuje się tłumaczeniami. Wykorzystując jej wiedzę i talent chcemy, by nasza antologia wydana została po polsku i po niemiecku, co będzie dobrym odzwierciedleniem tej specyficznej sytuacji, w której jako Polki w Berlinie się znajdujemy. No i oczywiście Joanna Kańdulska, która jako jedyna polonistka w naszym gronie nanosi ostatnie poprawki na tworzone przez nas teksty i publikacje, a swoim entuzjazmem i stopniem zorganizowania nie tylko trzyma nas w ryzach, ale też można powiedzieć, jest administratorką wszystkich spotkań. Każda z nas włożyła w działanie Klubu swoje osobiste kompetencje, co przekłada się na kształt antologii, którą chcemy wydać.
Natalia: Zdecydowanie tak, od początku naszym wspólnym celem było stworzenie i wydanie antologii z naszymi tekstami. Choć tworzyłyśmy indywidualnie, bezcenne okazały się komentarze i wskazówki, którymi dzieliły się z nami pozostałe uczestniczki. Ta wzajemna inspiracja generowała podczas spotkań niezwykłą, twórczą energię i konsekwentnie prowadziła nas do założonego celu. Szczególnym dowodem jej siły był moment, gdy moja córka, uczestnicząc w jednym ze spotkań, zainspirowała się naszymi rozmowami do tego stopnia, że stworzyła własny tekst. Jej praca również znajdzie się w naszej publikacji – to dobry przykład tego, jak pozytywna energia może pobudzać kreatywność i motywować do twórczego działania.
Anna Burek: Wasza roczna przygoda brzmi bardzo zachęcająco – czy można dołączyć do Klubu Cudownych Kobiet?
Beata Zuzanna: To jest temat, z którym mierzymy się od jakiegoś czasu, ponieważ odkąd zaczęłyśmy wychodzić z naszą twórczością poza nasze kręgi, pojawiać się w mediach społecznościowych, różnych wydarzeniach, otwarcie mówić o tym, co stworzyłyśmy, odtąd otrzymujemy sporo zapytań o możliwość dołączenia do Klubu. Trudno nam jednak na ten moment wymyślić formę uczestniczenia w spotkaniach, która pozwoliłaby na zachowanie obecnej dynamiki, a jednocześnie na zaopiekowanie się w pełni potencjałem nowych osób. Intensywnie nad tym myślimy i będzie to temat do rozwiązania na nadchodzący rok. Na ten moment jednak skupiamy się na znalezieniu wydawcy naszej antologii.
Anna Burek: Czego zatem, poza znalezieniem wydawcy, życzyć Klubowi Cudownych Kobietw 2025 roku?
Magda: Tego by antologia trafiła na półki księgarń po obu stronach granicy i była inspiracją nie tylko dla Polek w Berlinie, ale i Polek w Polsce, Niemek w Niemczech oraz wszystkich kobiet szukających w życiu czegoś więcej.
Beata Zuzanna: Żebyśmy nie tylko wydały książkę, ale również jeździły ją promować na licznych spotkaniach autorskich. Tego aby nasze teksty pomagały czytelniczkom otwierać się, dodawały im siły do rozmów o miłości, samotności, macierzyństwie, chorobie, wstydzie czy bezwstydzie. Tego żeby to nasze słowo generowało więcej empatii i zrozumienia w ludziach, tak po prostu.
Natalia: By każda z nas odnalazła w sobie jeszcze większą odwagę do wyrażania siebie, by klub pozostał przestrzenią, w której kobiety mogą bez obaw skupić się na własnych potrzebach i marzeniach, a nasza grupa wciąż się umacniała, będąc platformą do dalszego odkrywania kolejnych obszarów kobiecej wrażliwości i kreatywności.
Basia: Chciałabym życzyć nam wszystkim, ale przede wszystkim naszym Czytelniczkom i Czytelnikom, spełnienia marzeń. A tym, którzy marzeń nie mają, aby znowu zaczęli je mieć.
Anna Burek